Z źródeł dobrze poinformowanych czyli od samego autora konwersji
gry
Bomb Jack wiem, że prace nad grą posuwają się żwawo, a
kolejne błędy i niedociągnięcia są systematycznie usuwane. Aby
skrócić oczekiwanie na hit, jakim niewątpliwie będą przygody
bombowego Jacusia dla Atari, postanowiłem przypomnieć gry, które
swego czasu powstały jako zamienniki czy też zastąpniki "Bomb
Jacka". Jak wiemy, w drugiej połowie lat 80-tych firmy wydawnicze
nie rozpieszczały posiadaczy Atari i wiele gier nigdy na nasz
sprzęt nie powstało. Nie dziwota więc, że powstały programy, które
lepiej lub gorzej starały się naśladować ówczesny przebój salonów
gier. Ja znam dwie takie pozycje:
Gun-Powder-Charlie
Gra przypomina "Bomb Jacka" w tym zakresie, że mamy podesty, po
których trzeba skakać; mamy bomby, które trzeba zebrać w określonym
czasie i mamy bohatera, który ma się tym zająć. Imię jego nie jest
jednak Jacuś, a Karolek. No i nie ma takich przeszkadzajek jak u
bombowego Jacka - manewrujących i zastawiających pułapki. Jedyne z
czym musimy walczyć to czas, a latających w poprzek ekranu
sztucznych ogni po prostu trzeba unikać.
O samej grze mam mieszane odczucia. Z jednej strony grafika w grze
jest uboga, ale z drugiej niesamowicie kolorowa i przyciąga oko. To
jedna z niewielu gier, która w pełni korzysta z dobrodziejstwa
kolorowania pola gry przez DLI. Udźwiękowienie to słaba strona
programu, ale w zasadzie nic na tym nie tracimy. Ruch obiektów jest
bardzo płynny, a manewry Karolkiem bardzo przyjemnie wykonane, ale
jakoś gra nie wciąga na dłużej. Może to wina monotonności rozgrywki
- niektóre poziomy mają dość ciekawe układy podestów, niestety
łącznie jest tych układów tylko osiem, potem się powtarzają. Z
każdym nowym "cyklem" podestów dodawane jest więcej latających
sztucznych ogni. Apogeum osiągają, gdy jest ich równocześnie na
ekranie sześć, potem tylko coraz częściej nadlatują i w praktyce
granie bez nieśmiertelności nie jest możliwe.
Jest to typowa gra arcade - gatunku, za którym nie przepadam, bo za
bardzo przypomina prawdziwe życie - ile byś się nie namęczył i nie
starał, zawsze jest jakiś poziom wyżej, gdzie coś może Cię dopaść i
stłamsić. Tutaj również możemy spodziewać się setek poziomów (ja
dotarłem w wersji z nieśmiertelnością do 101 poziomu i miałem
dość). Gra interesująca, ale na krótko.
Gun-Powder-Charlie
Little Devil
Autorzy tego gniota też wzorowali się na pomyśle "Bomb Jacka",
szkoda jednak, że nie podpatrzyli dokładniej. W teorii wszystko
wygląda w tej grze dobrze: mamy ciekawą historyjkę o małym
diablęciu, które ma za zadanie rozbroić bomby. Mamy podobne
przeszkadzajki jak w "Bomb Jack" - z różną taktyką poruszania się.
Mamy nie najgorszą grafikę - kilka poziomów z odrębnymi ekranami i
układem podestów. Mamy i muzykę, która ma nas wprowadzać w wesoły
klimat gry. Wszystko to byłoby piękne, szczególnie, że były to
czasy schyłku Atari na Zachodzie i gier powstawało jak na
lekarstwo, gdyby nie jeden szkopuł: gra jest denerwująca i
niedokładna, a przez to niegrywalna.
Po pierwsze diablę reaguje na joystick jakby chciało, a nie mogło.
Czasem się rusza, a czasem nie i wcale nie zależy to od grającego.
Ta sama niedokładność dotyczy zbierania bomb. Małpia zręczność nie
wystarczy, potrzeba jeszcze dużo szczęścia, żeby dany poziom
przejść. A przecież w grach arcade chodzi właśnie o te umiejętności
machania joyem, a nie wkurzania gracza błędnymi reakcjami
programu.
Po drugie, gra jest bardzo krótka. Jeżeli miałeś szczęście w
odpowiednich momentach, to ekran gry przechodzi się w 10 sekund.
Wystarczy minuta, żeby grę ukończyć na wszystkich planszach. To
stanowcza za mało, żeby grę uznać za wartą grania więcej niż raz.
Potencjalnie ciekawa gra całkowicie spaprana przez pogramistę.
Little Devil
Jak więc widzicie, w dziedzinie zbierania bomb Atari nie ma silnej
reprezentacji i tym bardziej warto czekać na zakończenie prac
Krzysztofa "Vegi" Góry.