Przedwczoraj swoja relacją podzielił się
Tomasz "TDC"
Cieślewicz, a dzisiaj mamy kolejne spojrzenie na najważniejszą
imprezę odbywającą się w rzeczywistej przestrzeni, a nie tej
wirtualnej.
Arkadiusz "Nosty" Staworzyński, znany przede
wszystkim jako wytrawny kolekcjoner sprzetu Atari, dzieli się z
nami swoimi spostrzeżeniami:
Wstępik
Od razu chce ostrzec: będę się zachwycał ale również wytykał i
krytykował. Ponieważ zewsząd słyszę jedynie zachwyty nad ostatnim
zlotem w Głuchołazach, postanowiłem dorzucić łyżkę dziegciu. Powód
jest prosty: chwalenie jest niewątpliwie przydatne, bo motywuje
organizatorów do powtórzenia sukcesu za rok. Konstruktywna krytyka
(a więc taka z propozycjami zmian) pozwala zrobić to za rok jeszcze
lepiej.
Żeby określić „warunki początkowe” dodam, ze jestem bywalcem party
zaledwie od kilku lat. Można więc powiedzieć, ze w porównaniu z
historią Sceny i zlotów jestem żółtodziobem. Zdjęć żadnych nie
załączę, bo byłem jednym z nielicznych, który ich nie robił (
a
ja załącze kilka zdjęć Dhora i Sqwarda, mając nadzieję, że Nosty
mnie nie zlinczuje - Kaz). Spodziewam się, że w najbliższym
czasie ukaże się jakieś 10 000 zdjęć ze zlotu. Czy naprawdę w
dzisiejszych czasach trzeba „dokumentować” wszystko, nawet jak
Nosty je bułkę z serem?
Było mi obojętne czy zamieścić relację na AtariArea czy na
AtariOnline, ale skoro
TDC wrzucił swoją do
Kaz’a, to
ja zrobiłem to samo żeby utrzymać porządek i dać możliwość
porównania tekstów. Nie będę opisywał imprezy chronologicznie, bo
to nie reportaż tylko podsumowanie i próba pewniej „analizy”.
Przelecę więc po tematach.
brak innych zdjęć Nostego - nie wiemy więc,
czy jadł bułkę czy nie
Party place
Jestem „na tak”. Owszem, jest dalej od centrum i od rzeczki oraz ze
schodów widok brzydszy, ale to chyba jedyne minusy. A plusów jest
masa: święty spokój, brak sąsiadów, zaciszne miejsce na ognisko,
schronisko obok (o tym dalej), wybieg dla psa ;). Zresztą nad
miejscem nie ma co dyskutować -
Rysiek nie ma dużego wyboru.
Cud że w ogóle ktoś chce nas gościć. Sporą wadą jest tragiczny
węzeł sanitarny – brak pryszniców i toalety rodem z horroru. Jeśli
w takich warunkach muszą przebywać dzieciaki to na szkołę powinno
się nasłać Sanepid!
Na szczęście obok było czyste, schludne i tanie schronisko. To
strzał w „sedno tarczy”. Cena 24 złote za nocleg w zbiorowej to
ciut dużo, ale wynegocjowane 14 złotych to już taniocha. Ja
zapłaciłem 8 złoty/noc za nocleg na materacu tylko po to, żeby
korzystać z prysznica, czystych toalet i kuchni. Miłą niespodzianką
był stół do ping-ponga na party place.
Anegdota a propos: w piątek, kiedy niektórzy zaczęli negocjować
nocleg w schronisku, pojawiły się głosy starych partyzantów, że to
się nie godzi, to łamanie tradycji, itp.! Dwa dni później spotykam
w schronisku „Kiera” z ręcznikiem na ramieniu, więc rzucam „Co,
przyszedłeś nie wykąpać?”. Na co ten człowiek-legenda, który na
party zęby zjadł i tradycję tworzy, odrzekł z uśmiechem: „Nie… Ja
mam prysznic w pokoju” ;). Także jak widać higiena i odrobina
wygody nie są w sprzeczności ze zlotową tradycją. Myślę, że
porządny nocleg zachęci też do przyjazdu za rok płeć piękną.
Jeśli mogę coś zaproponować na „za rok”, to byłyby to jakieś
cięższe zasłony, kotary, czy cokolwiek grubego do zawieszenia na
okna w sali gimnastycznej. Kiedy mocno świeciło słońce w sali robił
się piekarnik, a telebimu nie było prawie widać.
Atrakcje i ciekawostki
Jak zwykle na party można było obejrzeć kilka niezwykle dopalonych
Atarek. Na mnie zrobiła wrażenie maszyna
Sikora. Koledzy z
Czech zaprezentowali swój własny, prototypowy interfejs SIO2SD. Bez
wyświetlacza, ale z bardzo szybkim i przyjaznym programem
obsługującym na Atari i 3 razy tańszy niż konstrukcja z
wyświetlaczem. Czekamy na wersję finalną.
Gzynio przywiózł
arabską wersję Atari 65XE. Niewątpliwa atrakcja dla
kolekcjonerów.
Dzięki
Ryśkowi, który dostarczył konsolę i mojej skromnej
osobie, można było pograć w ponad 20 gier na Jaguara i to
stanowisko cieszyło się dużym wzięciem. Za rok na pewno też zabiorę
gry. Niestety, nie wypaliły plany gry na cztery Lynxy (a nawet w
dwa wyszło marnie). Mieliśmy konsole, kabelki, ale brakło gier. Ja
miałem kilkadziesiąt, ale w pojedynczych egzemplarzach. Za rok
trzeba to lepiej ustalić. Może uda się zrobić compo? Udało nam się
też odpalić grę "Assalut Force" z cartridgem Super Charger.
Yerzmiey miał ZX-81 z rozszerzeniem pamięci. Niestety
położył na nim kartkę „Nie podnoś tego ze stołu!” i wygląda na to,
że faktycznie nikt nie podniósł tej kartki przez cały zlot ;). Byli
też miłośnicy M.A.M.E. W ogóle ilość laptopów przekroczyła chyba w
tym roku liczbę Atari, co uważam za zły znak :(. Nie omówię
atrakcji i ciekawostek zapewnionych przez właścicieli 16-bitowców,
bo ten sprzęt mnie nie interesował i za bardzo nie zwracałem na
niego uwagi.
Niestety w tym roku nie było chyba żadnych crazy compo w stylu
„rzut boxem w kolekcjonera” :((( Duża strata, że nic nie
wymyśliliśmy.
atrakcje zlotu: panie i ping-pong
Pomysły na „za rok”
Nie chciałbym wprowadzać rewolucji, ale
Gzynio miał pomysł,
żeby za rok zrobić rodzaj stoiska czy wystawy, z ciekawymi
egzemplarzami kolekcjonerskimi sprzętu. Oczywiście wszystko można
by podłączyć i się pobawić. Myślicie że warto?
Inna sprawa, że marzy mi się kilka innych bardziej zorganizowanych,
oficjalnych, elementów „panelowych”. Może dałoby się zrobić
warsztaty z G2F albo z technik asemblerowych? Myślę, że byłoby
wielu zainteresowanych. Praca „na żywo” ze specami w danej
dziedzinie to zawsze coś lepszego niż samouczki w sieci. Ech…
rozmarzyłem się :)
Ludzie i atmosfera
Tu będzie najszerzej i najbardziej kontrowersyjnie. Zgadzam się, że
frekwencja była ogromnym sukcesem imprezy. Przeszło 70 osób!
Wszyscy mieli gdzie spać, wszyscy mieli gdzie postawić sprzęt i
gdzie gadać, oglądać, grać i załatwiać interesy. Przy okazji
przepraszam wszystkich, których znałem ,a nie poznałem, choć
powinienem – taką mam niestety przypadłość mózgu, że bardzo trudno
mi zapamiętać twarze :/.
Wielki szacun dla trzech osób, za determinację w przybyciu na zlot:
dla
LewiS’a, który aż z UK przyjechał samochodem specjalnie
na party,
Oleg’a ze Lwowa, dla którego przyjazd wiązał się z
przekroczeniem niezbyt przyjaznej granicy i
Powrooz’a, który
przyjechał tylko na ostatni wieczór, ale droga z Opola zajęła mu,
dzięki PKS, sześć godzin! Jeśli są inni rekordziści, proszę się
pochwalić.
Panie
Zauważyłem charakterystyczną rzecz: z roku na rok jest coraz więcej
pań. Występują głównie jako osoby towarzyszące, ale ich obecność
jest coraz bardziej zauważalna. W tym roku naliczyłem chyba
dwanaście. Niestety nie ma dla nich żadnych specjalnych propozycji
oprócz stołu do ping-ponga, który pozwolił Pani Vascowej wzbogacić
się o kilkaset złotych na własnym mężu, oraz Jaguara, który
pozwolił Pani Mownej zdominować własnego męża (tu chyba obyło się
bez strat finansowych) ;D. Wyjątkowo brakło Pani Pigułowej, ale
była to nieobecność usprawiedliwiona. Może za rok postaramy się
wymyślić coś specjalnie dla naszych drogich Żon i Amig?
Goście z zagranicy
Osobna sprawa to goście z zagranicy. Było takich osób bodajże
sześć.
Rysiek zwrócił uwagę, że prawie nikt z nimi nie
rozmawia. Rzeczywiście. I nie jest raczej prawdą, że to oni się
alienowali. Pamiętajcie, że im jest trudniej. Ja na przykład bałem
się moich braków językowych i ogólnie jestem nieśmiały. Ale kiedy w
niedzielę się przełamałem i podszedłem do Czechów obejrzeć ich
interfejs do SD, okazali się nad wyraz przyjaźni i z zaangażowaniem
opowiadali o swojej pracy.
Zastanawiałem się dlaczego jest ich tak mało? Przecież koledzy z
Czech, Słowacji i Niemiec mają do Głuchołaz często bliżej niż
Polacy! Myślę, że może ich zrażać trochę zbyt „polska”, jak na ich
gust, organizacja. W porównaniu do zlotów zachodnich to właściwie
anarchia. Może są przyzwyczajeni do konkretnego planu zlotu, gdzie
o wyznaczonych godzinach odbywają się panele, wykłady, konkursy
itp.? Może przerażają ich kiepskie warunki sanitarne? A może lejący
się strumieniami na naszych party alkohol? Nie wiem. Jestem ciekaw
Waszego zdania.
niektórym bardzo brakowało crazy
compo
Alkohol
A propos. W tym roku postanowiłem pić mniej (trochę) niż w latach
ubiegłych a bardziej poświęcić się Atari i niestety dało mi to inny
ogląd osób, które bawiły się bardziej trunkowo. Powiem oględnie:
nie wygląda to zachęcająco. Byłbym za tym, żeby fizycznie oddzielić
„miejsce imprezowania” od party place. Wiem, że to pomysł
radykalny, ale w piątek nasza impreza naprawdę miała więcej
wspólnego z libacją niż z Atari. Co innego dwa piwa czy winko w
miłej atmosferze, a co innego regularne uwalenie się na sztywno.
Jeśli chcemy mieć gości z zagranicy musimy się trochę sami
ucywilizować! Nie było fajnie, kiedy w nocy z piątku na sobotę
uciekałem z materacem pod pachą na korytarz, kiedy w ciemności sali
noclegowej usłyszałem tajemnicze odgłosy „glluuup, gollum,
bleeee…”. Rano okazało się, że ucieczka była dobrym pomysłem. Mówię
to wszystko również bardzo samokrytycznie, bo to ja pierwszy rok
temu wylądowałbym w pace za profanację hymnu w stanie upojenia
;).
Wyraziłem nawet obawę, że wkrótce party mogą mieć jedynie charakter
alkoholowych imprez towarzyskich z jednym symbolicznym Atari
buczącym w tle dla przyzwoitości. Ktoś jednak (
Mikey zdaje
się) ripostował, że brak zażyłości i przyjacielskich stosunków
zgubił scenę Commodore. Pewnie to racja. Trudno mi z tym
polemizować, jako osobie będącej na 4 czy 5 zlotach. Najlepiej
byłoby zachować umiar.
Co ciekawe – zauważyłem (statystycznie, rzecz jasna), że osoby,
które w tej chwili najbardziej aktywnie tworzą coś na Atari były
chyba najmniej zainteresowane imprezowaniem. Po prostu poświęcały
ten czas na pracę. Nie widziałem pijanych:
TeBe,
Powrooza,
pro0be,
Electrona czy
Pajero.
Warto to przemyśleć. Znów samokrytycznie dla jasności: ja nie
przywiozłem na party żadnej pracy a alkoholu wypiłem sporo :/
Kolekcjonerzy, psy i inne ufoki
Chciałem wyraźnie napisać, że wszelkie żarty na temat kolekcjonerów
i mojej skromnej osoby w szczególności, odbierałem bardzo
pozytywnie :). Po prostu czułem stojącą za nimi spora dozę
sympatii.
Mikey i
MacGyver zapewnili mi sporo dobrej
zabawy. A propos: czy ktoś wygrał szóstkę w totka, czy też
realizujecie plan „B” zebrania pieniędzy na nowy model Atari? Plan
miał polegać na produkcji i sprzedaży
Nosty’emu super hiper
ultra rzadkich cartridgy za sumę paru milionów ;). I wiem już, że
jeśli coś jeszcze kiedyś na party wygram, to będzie to na pewno
rolka folii :).
może Akim wystawi kiedyś prace na
compo?
Na zlocie przewijało się również w rozmowach pojęcie „Kazosceny”.
Pojęcie nowe, tajemnicze, jeszcze chyba nie do końca zdefiniowane,
ale używane jako antyteza do „sceny tradycyjnej”. Mam nadzieję, że
przy zachowaniu wzajemnego szacunku i otwartości na nowe pomysły
(wszystko ewoluuje, więc Scena również) z tej tezy i antytezy
wyjdzie to co najlepsze, czyli SYNTEZA całej sceny Atari. Amen.
Tym razem na zlocie gościliśmy oprócz suczki
Ryśka, również
psa Akima – przyjaciela Państwa Koala. Akim dostał własny
identyfikator i bardzo integrował się z całym towarzystwem.
Ognisko i rzeczka
Ognisko okazało się nad wyraz przyjemnym przeżyciem, niestety tylko
dla kilkunastu osób. Po prostu compoty tak się przeciągnęły, że
większość ludzi poszła spać! A szkoda. Wywiązała się bardzo ciekawa
dyskusja na temat „komuny” i pracy w redakcjach starych polskich
czasopism komputerowych. Zastanawialiśmy się też, dlaczego na
giełdach nie było dem i innych produkcji scenowych, oraz
dzieliliśmy się wspomnieniami jak kto wszedł w posiadanie pierwszej
Atarki. Okazało się, że kilka bardzo zasłużonych dla Sceny osób
zostało Atarowcami przypadkowo – np dlatego, że w Baltonie zabrakło
C64. O mały włos zasilali by teraz scenę Commodore albo ZX.
Ognisko było dla mnie jedną z najprzyjemniejszych części
imprezy.
Podobnie jak kąpiel w rzeczce z naszym znanym jacuzzi ;) Początkowo
wyglądało na to, że woda odmrozi nam jajka (oprócz Meśki
oczywiście, która paradoksalnie jaj nie ma, choć jest „dziewczyną z
jajami” ;) to potem przemogli się wszyscy za wyjątkiem Koali
(wstyd!) i zabawa była przednia.
Ja zachowałem się nieładnie bo w momencie zbliżającej się burzy
wpakowałem się na krzywy ryj do samochodu. Ale naprawdę chciałem
jechać w bagażniku! (w końcu pojechał w nim pies Akim).
miły zwyczaj na polskich zlotach
Compoty
Martwiłem się początkowo mała ilością produkcji – jak się okazało
niepotrzebnie. Nie będę opowiadał o jakości dzieł – pisano o tym
wiele. Było dużo i pysznie. Niestety, sama organizacja kompotów
okazała się chyba największą wpadką zlotu. Najpierw przedłużono
moment rozpoczęcia prezentacji, aby maruderzy mogli skończyć dema.
Niepotrzebnie, bo i tak nie skończyli :/. Kompoty trwały chyba ze
dwie godziny i jeszcze była przerwa. Ja na demach już tradycyjnie
przysypiałem, ale tym razem to raczej ze znużenia, a nie z powodu
ilości wypitych piw. Na szczęście dema mnie akurat kręcą najmniej
:P
Potem było jeszcze ogłoszenie wyników. Wyszło słabo i żenująco, bo
70% ludzi olała tę część imprezy i zmęczona poszła spać. W czasie
wręczania nagród rozlegały się pojedyńcze brawa.
A można było przełożyć to na dziesiątą rano w niedzielę i ładnym
akcentem zakończyć zlot. Efektem ubocznym takiej organizacji było
opóźnienie ogniska i zredukowanie liczby jego uczestników do
kilkunastu.
Goście z zagranicy skarżyli się też na brak zapowiedzi po angielsku
i wyjaśnień jak głosować.
Aha, i podobnież brakło votek dla wszystkich obecnych. To wszystko
jest do poprawienia za rok, bo przecież kompoty to gwóźdź
imprezy.
Bardzo podziękować należy osobom z poświęceniem liczącym głosy i
rozdzielającym nagrody, oraz sponsorom nagród. Byli w ogóle jacyś
sponsorzy? Nie usłyszałem żeby zostali wymienieni.
Podsumowanie
To było świetne party! Mam wrażenie, że od roku czy dwóch dzieje
się na naszej scenie coraz więcej ciekawych rzeczy i teraz znalazło
to przełożenie na frekwencję i jakość zlotu. Aż strach pomyśleć, co
się będzie działo za rok, jeśli dalej będziemy się tak rozwijać
:D.
Dziękuję wszystkim za świetną zabawę!