Zgodnie z obietnicą, krótka recenzja pierwszego numeru "Atari
User", którego zaistnienie na rynku opisywałem
tutaj.
Pierwszy numer to formalnie 32 strony, choć w praktyce (policzyłem)
około 21 stron, bo tylko na tylu są artykuły. Co znajdziemy na tych
stronach? Oprócz powitania redakcyjnego, w którym pismo określa
swój zasięg na wszystkie komputery i konsole ze znakiem Atari, mamy
dział "News Desk" - krótki przegląd najświeższych wydarzeń, na
przykład o nadchodzących imprezach w USA czy właśnie wydanych
grach. Niestety, zarówno lista imprez jak i wydawanych tytułów jest
pobieżna, znamionuje płytkie przekopywanie się przez nowości
światka Atari. Jakby na świecie istniało tylko to, co robią
forumowicze z anglojęzycznego Atari Age i to, co ktoś podeśle
emailem redakcji. Ode mnie minus.
Numer otwiera artykuł o narodzinach Atari ST. Bardzo zgrabne,
trzystronicowe podsumowanie historii wejścia Jacka Tramiela do
Atari, skonstruowania nowej maszynki i jej debiutu na rynku.
Szkoda, że autor artykułu się nie podpisał, ale ode mnie plus.
Na światło dzienne wyciągnięta została historia gry dla Atari 2600
"Custer's Revenge" - pierwszej gry dla tej konsoli, w której mamy
do czynienia z seksem. W grze Generał Custer ma dotrzeć do indianki
o imieniu Revenge i... wiadomo co :). Gra ponoć jest nudna, ale
wywołała niemały skandal, jakieś grupy działaczek walczących o
"prawa kobiet" próbowały zablokować sprzedaż, sklepy odmawiały
sprzedaży, a firma Atari zamierzała nawet pozwać wydawcę do sądu. W
efekcie takiego rozgłosu sprzedano ponad 10 tysięcy kopii tej
nudnej, prościutkiej gry, z czego wydawca był oczywiście bardzo
zadowolony. Po tej akcji Atari starało się wypracować metodę
kontroli nad nieautoryzowanymi wydawnictwami. Plus za ten
artek.
Dalej coś dla miłośników konsoli 7800 - opis gry wydanej przez
Atari Age pod tytułem "FailSafe", którą na AtariOnline.pl
wspominałem w styczniu. Opis krótki i bez komentarza
odautorskiego (poza "good"), bezpłciowy. Minus.
Kolejny artykuł to dwustronicowe, anonimowe wspominki na temat
posiadania stacji dysków w starych czasach. Jak to drzewiej bywało
i bardzo odkrywcze spostrzeżenie, że lepiej było mieć stację dysków
niż magnetofon. O ile mogę jeszcze zrozumieć tę anonimowość przy
recenzjach gier, gdzie autor jest mniej istotny niż opisywana gra,
to przy osobistych wyznaniach, gdzie to właśnie wspominający jest
najważniejszy - nie rozumiem. Oczywiście, można się domyślić, że
autorem jest Martin Mielke, "wystarczy" przeszukać stronę
wydawnictwa i skojarzyć z informacjami z artykułu. Ale czy każdy
czytelnik ma przeprowadzać takie śledztwo? Byłby plus za
wspomnienia, ale jest minus za całokształt.
Mamy też recenzję gry dla Atari 2600 - "Halo 2600", którą autor Ed
Fires napisał pod wpływem lektury niedawno wydanej książki o
programowaniu "Racing the Beam" (wspominałem o niej
tutaj). Recenzja lepsza niż gry na 7800, plus.
Główna przyczyna, która skusiła mnie na zakup pisma to recenzja
"Kolony 2106" - bo jest to gra, w której maczałem palce. Jest
całostronicowy, jak zwykle bezpłciowy opis, nic więcej. Co gorsze,
przy innych recenzjach wspomina się o wydawcy, o tym ile gra
kosztuje, etc. - tak zwane "formalności". Przy "Kolony 2106" nie ma
o tym ani słowa - ani, że gra jest dostępna za darmo, ani o
autorach. Nie ma nawet informacji, która jest przy innych opisach -
na jaką platformę Atari dostępna jest gra. Minus.
Dwie strony historii o Mastertronic - brytyjskim wydawcy gier,
między innymi na Atari. Bardzo ciekawy artek, ale po raz kolejny
nie podpisany. Do tego trzystronicowy opis konsoli 5200, dobre
podsumowanie historii tej konsolki i jej możliwości. Dwa plusy.
Półtorastronicowy artek Yerzmyeya o tworzeniu muzyki na ST. Jako
jedyny artek w piśmie ma wymienionego autora i zapowiedź
kontynuacji tematu. Sprawa edycji ujęta bardzo pobieżnie, ale skoro
jest to pierwsza część, to jak najbardziej takie wprowadzenie jest
uzasadnione. Plus.
W dziale "Emulacja" mamy opis programu Stella, który pozwala grać w
gry dla konsoli Atari 2600. Dla początkujących. Plus.
Dalej kolejny poradnik dla początkujących, jak odtwarzać muzykę
Atari XL/XE na pececie. Wspomniano o SAP, wspomniano o bazie muzyki
ASMA oraz o grupie Grayscale - czyli niezbędne minimum :).
Plus.
Trzy recenzje (?) czy raczej trzy krótkie notki o grach "Milk
Race", "Attack of the Mutant Camel", "The Last V8". Zupełnie nie
rozumiem filozofii opisywania w taki sposób trzech stareńkich
gierek. W dowolnym zakątku netu można dowiedzieć się o nich
znacznie więcej, więc po co to umieszczać w magazynie? Przecież
jest tyle nowych gierek, na które można by niezorientowanym
czytelnikom zwrócić uwagę krótką notką... Minus.
Ostatni artek to krótka, półstronicowa historia o magnetofonach
Atari. Niestety, trochę jakby przesadzona, choćby twierdzeniem, że
zakończono produkcję XC11 z powodu problemów z niezawodnością
(podczas, gdy kluczowe były wysokie koszty wytwarzania), albo
oceną, że design XC12 był bardziej nowoczesny niż XC11... :). Ale
to drobiazgi, ważniejsze, że tak naprawdę to krótka notka, a udaje
artykuł. Minus.
Reszta stron to reklamy pisma, upstrzone komputerowo generowanymi
paniami oraz dwie strony reklam z przeszłości.
Teraz jeszcze o szacie graficznej i technikaliach.
Nieproporcjonalne zdjęcia w artkach, powklejane bez ładu i składu.
W wyglądzie całego pisma nie widać dobrej roboty DTP, są też
oczywiste błędy (choćby znaczek # zamiast logo Atari), co
znamionuje brak profesjonalnego korektora. Jedynie okładka mi się
podoba, choć i ona jest zrobiona byle jak (proponuję się przyjrzeć
marginesom). Moim zdaniem za 4 dolary USA powinno się dostawać
znacznie więcej, a nie kompletną amatorszczyznę, którą można zrobić
w Wordzie.
Drugi raz bym nie kupił pierwszego numeru. Ale zamierzam się jednak
skusić na jeden z kolejnych, ponieważ słyszałem, że poziom od
pierwszego numeru się podniósł. A więc kolejna recenzja Was nie
ominie :).