Jak wiele osób pewnie wie, zadałem ostatnio ludziom jednoznacznie
kojarzonym ze sceną oraz osobom jednoznacznie z nią nie
kojarzonych, kilka pytań dotyczących pojęcia "sceny". Interesowało
mnie przede wszystkim, jak wśród ludzi, którzy do dziś parają się
elitarnym hobby w postaci zaangażowania w sprawy komputera, którego
pierwszy egzemplarz został wyprodukowany prawie trzydzieści lat
temu, a ostatni ponad 15 lat temu, postrzegane jest to
zjawisko.
Jak zauważycie z odpowiedzi, wiele osób zastrzegało się, że nie wie
albo wie mało o scenie, albo nigdy na scenie nie było. Myślę, że
niepotrzebnie. Nie spodziewałem się analiz historycznych,
popisywanie się wiedzą przekrojową na temat sceny, wspaniałymi
analizami czy syntezami. Najważniejsze dla mnie było postrzeganie
osobiste, przez pryzmat konkretnych doświadczeń czy zainteresowań.
Intrygujące jest również postrzeganie sceny przez kibiców sceny -
osoby, które są odbiorcami dem i które, mimo nieuczestniczenia w
scenie - interesują się nią.
Być może dopiero na podstawie wielu opinii i opisów z jednej i
drugiej strony (uczestników, obserwatorów) dowiemy się, co
kształtuje scenę i być może, co to właściwie jest oraz najciekawsze
- dokąd zmierza. Wiadomo bowiem, że definicja sceny jest trudna i
odbija się to też w odpowiedziach. Dla niektórych scena to ścisłe
pojęcie, które dotyczy tylko twórców dem i bywalców zlotów, ale dla
innych - to ma pewne symptomy tendencji - jest to cała pozostała w
dzisiejszych czasach społeczność atarowska, która coś robi dla tego
komputerka, choćby to było tylko komentowanie na forum :).
Ludzie, których zapytałem o przemyślenia w sprawie sceny, dostali
ode mnie także pytania-klucze. Przytaczam je dla porządku, ale w
rzeczywistości każdy mógł się wypowiedzieć tak, jak czuł, że musi
się wypowiedzieć, bez oglądania się na moje pytania:
- czy scena Atari jeszcze istnieje?
- czy u nas też istnieje emuscena (komodorowcy twierdzą, że u
nich istnieje) i czy to jeszcze scena?
- czy reguły scenowe z lat 90-tych maja racje bytu w XXI wieku
(na przykład zakaz używania skanów w produkcjach, obcego kodu,
itp.)?
- jakie wydarzenia scenowe z ostatnich lat były
najważniejsze?
Tym razem poprosiłem znacznie więcej osób o wypowiedź, w tym
osobnika o ksywie
atari_classic (podającego się za
pół-komodorowca), z którym moja dyskusja na forum Atari Area odbiła
się na tyle sporym echem, że nawet na tę okoliczność powstało demko
"Ocząplas Kaza". Z tego jednak powodu materiał jest obszerny i
postanowiłem go podzielić na co najmniej dwie części (a może
więcej, zależnie ile jeszcze odpowiedzi spłynie w najbliższym
czasie). Dzięki temu będzie też możliwość dla tych, do których mi
się nie udało dotrzeć, a chcieliby się wypowiedzieć, na
umieszczenie ich przemyśleń w ostatniej części. Serdecznie
zapraszam, podsyłajcie swoje opinie. A dzisiaj możecie przeczytać,
co sądzą Ci, co odpowiedzieli w tym tygodniu:
Łukasz "X-Ray"
Sychowicz,
Marcin "Macgyver" Dubicki,
Adam "Urborg"
Kaczmarek,
Krzysztof "xxl" Dudek,
Sebastian "Seban"
Igielski,
MaW oraz wspomniany
atari_classic:
Xray
Ech trudne pytania zadajesz. Pozwól, że daruję sobie pytania a
propos reguł scenowych lub emu-sceny. Zwłaszcza emu-scena to, jak
to zwykła mawiać moja małżonka, jakieś takie "koromysło", a tym
mianem zwykła nazywać wszelakie przedmioty nieznanego przeznaczenia
i pochodzenia. Myślę, że skoro do dzisiaj nie ma jakiejś dobrej,
precyzyjnej i oddającej wszystko definicji demosceny, znaczy że
scena jest dla każdego czymś innym. Nie sposób tego dobrze
zdefiniować i chyba nie ma co próbować. Sam nie potrafię określić
czym jest (lub była) dla mnie scena, więc trudno mi odpowiedzieć
czy ona nadal istnieje w dzisiejszych czasach czy nie.
Powiedzmy, że dla mnie scena to przede wszystkim wspólna praca,
która z pasją pochłaniała cały zespół tworzący i dawała masę
radochy, to rywalizacja, to dreszcz emocji podczas "compotów", to
liczne produkcje na poziomie podczas copyparty, to masa dobrych
przyjaźni zawiązanych na zlotach, to młodość, to zabawa, a i
czasami zdrowa walka, to spanie na
podłodze, to burzliwe dyskusje i czasami pijackie głupie gadanie,
to poczucie bezpieczeństwa w towarzystwie ludzi , których widzę
pierwszy raz na oczy. Pewnie wiele jeszcze by się znalazło ale nie
sposób tego ogarnąć. Jakiejś części tego na pewno dzisiaj brakuje,
innej... natomiast bywa za wiele. Dzisiejsza scena to na pewno nie
to samo co kiedyś, ale wiadomo świat nie stoi w miejscu. We mnie
(jeśli można tak powiedzieć) - mam wrażenie, że jakiś kawałek sceny
nadal żyje.
Odpowiadając na Twoje pytanie odnośnie scenowych wydarzeń z
ostatnich lat to będę nudny, ale powiem że przede wszystkim dla
mnie to momenty wspólnej pracy w zespole nad wszelkimi produkcjami
z takimi ludźmi jak: Eru, Fox, Greg, Bewu, Seban i wielu innych.
Począwszy od Numena, a skończywszy na Yoompie (o którym jestem
pewien, że niebawem jeszcze usłyszycie). Proces tworzenia odbieram
jako największe wydarzenie scenowe. Wtedy najmocniej odczuwam
"ducha demosceny" i czuję się te 12 lat młodszy i ..... jest
fajnie. Dzięki chłopaki! I liczę na więcej!
MacGyver
W temacie sceny - nie mamy tak naprawdę jednoznacznej definicji
sceny, która byłaby wzorcem, normą. Osobiście przyjmuję założenie,
że na dzień dzisiejszy coś takiego jak "scena atarowska" istnieje.
I ważny jest tutaj przymiotnik "atarowska", mający podkreślić jej
specyficzny i indywidualny charakter.
Gdy ja się zetknął z terminem "scena", to niepodzielnie panował
wzorzec amigowski z pierwszej połowy lat 90-tych - scena to były
liczne i aktywne pod względem produkcji grupy, niekiedy
rywalizujące nie tylko w konkursach. Taka rywalizacja gwarantowała
zawsze wysoki poziom prac i sporą ich ilość, jednak często efektem
ubocznym były konflikty i wzajemne oczernianie. Przede wszystkim
dotyczy to czasów, gdy komputery z logiem "Amiga" były komputerami
"masowymi i koniunkturalnymi".
Scena atarowska opierała się w tym czasie na trochę innym modelu -
protoplastami są oczywiście "ludzie z giełd", jednak największy
rozwój sceny atarowskiej to zasługa ludzi, którzy mieli jakąś pasję
tworzenia na tej platformie. Tutaj raczej nie było zbyt wielkich
antagonizmów, panowały zazwyczaj "kumpelskie relacje" (oczywiście
zdarzały się drobne konflikty i antypatie, ale to raczej naturalne
zjawisko w większym skupisku ludzi). W tamtych czasach ludzie byli
bardziej produktywni, czego przykładem była choćby większa liczba
ilości prac wystawianych w "kompotach".
Dzisiejsza "scena atarowska" jest na pewno o wiele mniej
produktywna, niż ta sprzed lat, ale nie ma się co dziwić - to nadal
Ci sami ludzie, starsi o kilkanaście lat. Z wiekiem, gdy człowiek
wpadnie w wir świata pracy, świata rodziny etc, to jego "energia
życiowa" jest eksploatowana właśnie przez te elementy życia, poza
tym nie jest tajemnicą, że ludzie w wieku 16-18 lat mają o wiele
więcej zapału twórczego niż Ci w okolicach "trzydziestki". Można by
rzecz, że obecnie "scena atarowska" to przede wszystkim ludzie,
którzy "trzymają sztamę" z sentymentu do starych czasów, sprzętu
Atari, podtrzymujący przyjaźń ze "starymi kumplami". Oczywiście na
miarę możliwości pojawiają się czasem jakieś produkcje, ale dzisiaj
rzekłbym nie ma to znamion jakiejkolwiek chęci rywalizacji. Można
to określić mianem ewolucji tejże sceny, która dzisiaj bardziej
przypomina klub hobbystów, niż wzorce ze wspominanej wcześniej
sceny amigowskiej z pierwszej połowy lat 90-tych. Ta ewolucja była
czymś naturalnym wobec tego, co narzuciła cywilizacja: np. na
skutek ogólnej dostępności internetu totalnie straciła swój sens
funkcja scenowego "swappera" - pojawił się natomiast nowy typ
"zapaleńców", mianowicie - kolekcjonerzy.
W wypadku "sceny atarowskiej" raczej nie ma podziału na scenę i
emu-scenę. Emulator jest z reguły narzędziem wspomagającym, a nie
standardem. Wzorcem dla tworzenia produkcji jest nadal Atari i na
Atari uruchamiane są np. produkcje podczas konkursów na zlotach. Co
do reguł scenowych z lat 90-tych, tutaj także nastąpiła ewolucja -
nie wiem jak inni, ale ja mam tutaj bardzo liberalne podejście. Dla
mnie istotny jest efekt końcowy - jeżeli "grafik" na tyle
umiejętnie "obrobi" skan, aby nie wyglądał jak skan i jednocześnie
dobrze wyglądał w "specyficznych trybach atarowskich" to
metodologia ma dla mnie odległe znaczenie. Gdy do rywalizacji staje
np. grafika "pikslowana" z kiepsko obrobionym skanem, to skan nie
ma szans wygrania z taką grafiką, gdyż takowa grafika po prostu o
wiele lepiej wygląda. Pewnego rodzaju selekcja naturalna.
Obcy kod - podobnie jak w wypadku grafiki uważam, że istotny jest
efekt końcowy. Jeżeli produkcja prezentuje dobrą jakość, to nie
jestem przeciwnikiem takiego zabiegu. Atari jest na tyle
specyficzną platformą, że nie wchodzi w rachubę, na przykład
skompilowanie źródeł z Amigi czy na przykład z C64, aby taki sam
efekt uzyskać na Atari. Więc nawet dostosowanie kodu z C64 pod
Atari wymaga zabiegów. Pięknym przykładem jest grupa "HARD", znana
z kilku dem, gdzie praktycznie kod, grafika i muzyka zostały
przerzucone z produkcji na C64 - umiejętność złożenia tego "do
kupy", żeby to dobrze wyglądało i brzmiało na Atari, też wymagało
wiele pracy i w moich oczach nie dyskwalifikuje to tych produkcji.
Nagannym jest natomiast coś innego - jeżeli wykorzystujemy coś,
czego sami nie stworzyliśmy wypadałoby napisać o tym w
"creditsach". Podsumowując - wykorzystywanie "nie swoich"
półproduktów: tak, ale pod warunkiem wyraźnego zaznaczenia tego w
opisie produktu.
Z mojego punktu widzenia najważniejsze wydarzenia w historii
polskiej "sceny atarowskiej" to:
- 1994 - pierwszy polski zlot "sceny" (party w Mirowie), na
którym odbyły się "kompoty",
- 1996 - (Quast ’96, Orneta) oficjalna prezentacja dema
AssKicker, który zapoczątkował nowy trend w produkcjach na
Atari,
- 2002 (Lato Ludzików, Opalenica) - "powrót do życia" wielu osób
ze sceny, prezentacja dema "Numen" jako początek "nowych
standardów",
- 2003 - powrót legendarnego zlotu "QuaST Party", na tym zlocie
było wyraźnie widać nowe oblicze "sceny atarowskiej" po ewolucji,
dla mnie właśnie ten zlot to "punkt przełomowy" w historii
sceny.
Od tamtego czasu miało miejsce trochę różnych wydarzeń, ale według
mnie nie było takiego, które miałoby tak wielkie znaczenie z
globalnego punktu widzenia "naszej sceny".
Urborg
Pytanie człowieka spoza sceny co sądzi o scenie, to trochę jak
pytanie beduina co sądzi o życiu eskimosów ;)
(e tam, raczej jak
kibica piłkarskiego o drużynę narodową – Kaz) . Ja jestem
człowiekiem spoza sceny. Jedyny zlot atarowski na jakim byłem to
pamiętne Lato Ludzików 2002, na którym zresztą byłem tylko
obserwatorem, bo nic nie wystawiałem.
Moim zdaniem scena istnieje, choć może trochę się wszystko
zmieniło. Mówię to ogólnie, a nie tylko w perspektywie jedynie
ostatniego roku. Po pierwsze zanikł swapping, bo w erze internetu
ta forma działalności przestała być potrzebna. Z drugiej strony
można by powiedzieć że swapping dalej istnieje, ale zamiast kopert
wysyła się e-maile. Funkcje swappingu przejęły też serwisy
internetowe z których można w dowolnej chwili pobrać programy i
inne materiały. Tutaj niewątpliwie tytuł Pierwszego Atarowskiego
Swappera Uniwersum należy się tobie Krzyśku :). Wracając do sceny -
zloty się odbywają, ludzie się spotykają, piją, pokazują nowe dema,
itd.
Emuscena? Nie bardzo wiem co mam rozumieć pod tym pojęciem.
Emulator to po prostu kolejne narzędzie pomagające w tworzeniu
oprogramowania. Dopóki software, jaki powstaje, działa również na
żywym sprzęcie to wszystko jest OK.
Pytasz czy reguły obowiązujące w latach 90 mają zastosowanie także
teraz. Jeśli chodzi o kodowanie dem, myślę że jak najbardziej. Inna
rzecz że podział na grupy scenowe trochę się obecnie zaciera. Mam
wrażenie że ludzie dobierając się w grupy przy realizacji różnych
projektów nie patrzą na to że ja jestem z grupy x, a ktoś inny jest
z grupy y. Choć może się mylę, w końcu to co piszę to pogląd
beduina :)
Jeśli zaś chodzi o rok 2007 to na pewno nowością jest to, że
koderzy wzięli się za kodowanie gier, co niewątpliwie wielu ludzi,
w tym mnie, cieszy. Moim zdaniem jest to krok we właściwym kierunku
i chyba naturalny etap rozwoju. Aktywnych koderów, grafików,
muzyków, ogólnie ludzi którzy coś tworzą na Atari jest mniej, ale
ci co zostali są już mistrzami w swoim fachu. Demo z samej swej
definicji ma jedynie pokazywać możliwości sprzętu. Skoro możliwości
sprzętu po tych prawie 30 latach są już dosyć dobrze poznane, to
naturalną rzeczą jest to, że teraz nadszedł czas na zastosowanie
ich w praktyce i pokazanie, że ATARI TEŻ POTRAFI :). Tym bardziej,
że jeśli chodzi o gry, to Atari ma spore zaległości w stosunku do
innych ośmiobitowców. Poza tym dużo trudniej jest zrobić dobrą grę
niż dobre demo. No i dobrą grę docenią także nie-scenowcy. Ludzie,
którzy oglądając demo nie dostrzegą i nie docenią zaawansowanych
sztuczek programistycznych, których koder musiał użyć, aby dany
efekt uzyskać. To raczej tyle co mogę powiedzieć o wydarzeniach na
scenie atarowskiej, bo żeby powiedzieć więcej trzeba być w
temacie.
xxl
Moje zainteresowanie sceną Atari ogranicza się do ściągania i
oglądania demek ze zlotów... Nigdy się tym za bardzo nie
interesowałem, wiec nie mam jak pomóc.
(ściemniacz he he, był na
conajmniej trzech atarowskich zlotach - Kaz).
Seban
Chętnie wypowiem się na temat sceny i przedstawię swoje
przemyślenia dotyczące obecnej sceny Atari, ale nie jestem
przekonany czy jestem aby kompetentną osobą, żeby się w tym temacie
wypowiadać. A to z tego powodu że nie jestem obecnie osobą aktywnie
działająca na scenie. Prawda jest taka, iż czas mojej aktywności na
scenie na chwilę obecną minął.
Próbując zastanowić się nad pojęciem sceny w dzisiejszych czasach,
dochodzę do wniosku, iż pojęcie to ewaluowało... Jednak mam
wątpliwości czy to się stało naprawdę czy zmienił mi się
światopogląd i podejście do tematów scenowych. Kiedyś jako
nastolatek traktowałem scenę jako wielką arenę, na której każdy
próbuje zaistnieć lub pokazać co potrafi. Traktowałem to jako
rywalizację z innymi ludźmi i grupami. Często ta rywalizacja mogła
się zakończyć nieprzyjemnymi incydentami. W czasach mojej
aktywności na scenie niektóre spory bardziej przypominały wojnę niż
zdrową rywalizację. Dziś widzę to zjawisko nieco inaczej.
W tamtych czasach nie zauważyłem jednej istotnej rzeczy, która
dawała mi chyba największą radochę... Doceniłem to dopiero po
latach. Chodzi o współpracę w grupie, o relacje międzyludzkie, o to
że wspólne tworzenie czegoś dawało nieskrępowaną niczym radość.
Wspólne dążenie do jakiegoś wyznaczonego celu dawało tak naprawdę
dużo zabawy i chęci poznawania nowych rzeczy, a także oraz
możliwość poszerzenia swoich horyzontów.
W chwili obecnej można oczywiście stwierdzić iż scena, jako
zjawisko masowe, skończyła się, bowiem dziś przybrała bardziej
kameralną o wiele mniej rozbudowaną postać, jednak daleki byłbym od
stwierdzenia iż scena Atari umarła. Owszem część ludzi odeszła ze
sceny zajmując się swoimi sprawami, jednak są również przykłady
wkraczania na ten scenowy obszar nowych postaci i tworzenia nowych
dzieł i produkcji na poziomie, o jakim mi się kiedyś nie marzyło.
Ale moim zdaniem nie wielkość czy ilość produkcji decyduje o
istnieniu lub nie istnieniu sceny.
Wydaje mi się iż kiedyś to chęć rywalizacji i pokazania kto jest
"the best" w pewnym okresie napędzała scenę. Wydaje mi się iż w
dzisiejszych czasach postawa ta nie ma sensu bytu jako taka i
dlatego uległa zmianie z korzyścią dla scenowców. Wszystko stało
się otwarte i nie jest już tajemnicą, koderzy chętnie dzielą się
swoją wiedzą co w dawnych czasach nie wyglądało tak różowo...
Zdobywanie wiedzy kiedyś było problemem, miałem wrażenie, iż każdy
starał się swoje pomysły zatrzymać dla siebie lub swojej grupy.
Dziś panuje na scenie trend "open source" co mnie bardzo cieszy...
Nie uważam podglądania źródeł, aby dowiedzieć się jak coś zostało
zrobione, za coś złego, w ten sposób człowiek się też wiele może
nauczyć. Nie ukrywam, iż w ten sposób ja również się uczyłem
różnych tricków koderskich. Oczywiście podpisanie się pod cudzym
kodem jest godne potępienia, jednak bazowanie na czyimś pomyśle i
ulepszenie nie jest czymś złym w moim mniemaniu. Oczywiście należy
w takim wypadku umieścić odpowiednie informacje w creditsach.
Polska scena Atari w dzisiejszych czasach może być postrzegana jako
swego rodzaju społeczność, bardziej współpracująca ze sobą. Jak
wspominałem dawniej ludzie ze sceny podzielili się na konkurujące
ze sobą obozy. Moim zdaniem to właśnie dzięki tej otwartości udaje
się utrzymać scenę przy "życiu". Ludzie którzy wykonują jakąś pracę
i udostępniają jej wyniki pozostałym członkom społeczności
przyczyniają się do tego, iż scena nadal istnieje i dopóki tacy
ludzie będą istnieli scena będzie istnieć. Scena to radość
tworzenia i możliwość współpracy ze wspaniałymi ludźmi o
niebanalnych umiejętnościach i przekazania swojej twórczości jako
źródła radości i wiedzy dla innych. Dla mnie osobiście to świetne
wspomnienia z okresu, kiedy cały wolny czas mogłem poświęcić temu
niebanalnemu zjawisku zwanym potocznie "sceną". Nieograniczony
obowiązkami, sprawami zawodowymi i rodzinnymi mogłem brać udział w
życiu i rozwoju fenomenalnego wydarzenia jakim jest dla mnie
"scena". Dziś już tak łatwo nie jest... podziwiam ludzi którzy
mogą, chcą i potrafią aktywnie działać umożliwiając dalszy rozwój i
egzystencję sceny.
Na koniec mojego smętnego wywodu chciałbym podziękować kilku osobom
osobiście, to dzięki nim udało mi się powrócić z próżni
nieistnienia i na nowo okryć jaką radochę może dawać robienie
czegoś wspólnie. Bardzo wielkie pozdrowienia i wyrazy uznania dla
X-Raya, Eru, 0xF-a oraz BeWu... Dzięki chłopaki (Wy już wiecie za
co)!
MaW
Z Atari łączy nas sentyment. U każdego troszkę inny. Tak samo jak
mówi się osobom owdowiałym, że muszą "dać zmarłym odejść", tak samo
my - musimy zacząć budować własną legendę. Oczywiście, pięknie by
było, gdyby teraz wychodziło Atari 65 CD2 64bit i było konkurencją
do tego peceta, z tym jego windowsem, ale jak widać - tak nie jest.
Więc zachowujmy pamięć o tym, co już odeszło, ale patrzmy przed
siebie, a nie za siebie. Zwłaszcza, że mam wrażenie, że to co
robimy, to nie patrzenie o krok za siebie, a za daleko, o wiele
dalej od siebie.
Mi się marzy, by w świecie obecnej techniki, a zwłaszcza moim
ulubionym flashu (który nie wiem dlaczego, ale ma wg mnie bardzo
dużo wspólnego z Atari - i nie wiem jak to wytłumaczyć), powstał
nurt, wyraźny nurt nawiązujący do stylu "Atari 8bit" - tego chyba
nam trzeba - tu jest jeszcze szansa, by stworzyć własną
legendę.
atari classic
Zanim zacznę, to mała dygresja wprowadzająca. Otóż jestem
nietypowym modelem starej i prototypowej serii 50/50 – czyli lewa
półkula Atari, prawa natomiast C64 (albo całkiem odwrotnie). Tak
więc postaram się spojrzeć na zjawisko z nieco szerszej i globalnej
perspektywy. Zaznaczam również, że sam nigdy niczego dla żadnej
sceny nie zrobiłem i dlatego formuła „sam se napisz” doskonale
przemawia mi do wyobraźni. Będzie to typowe spojrzenie szarego
użytkownika produkcji scenowych – czyli lamerjada na całego.
Wydaje mi się, że najlepszym barometrem aktywności sceny jest
liczba oraz częstotliwość wypływających produkcji. Krótka analiza
ostatnich 2 lat na pouet.net pokazuje bezlitośnie, że o ile na C64
scena hula na całego (chociaż commodorowcy i tak narzekają), to w
przypadku małego Atari stypa wisi w powietrzu. Co prawda poziom
produkcji jest wysoki (np. the shrine czy unplugged – szczególnie
to drugie demko mogę oglądać w nieskończoność) jednak są to ilości
śladowe. Oczywiście wynika to bezpośrednio z popularności obu
maszyn. O ile C64 ma na zachodzie bardzo mocną pozycję (jak na
8bitowca oczywiście), w szczególności u Skandynawów i Germańców, to
w przypadku małego Atari, w zasadzie cała światowa demoscena mówi w
naszym narzeczu. Dlatego też, średnia w postaci 1 demo na polskim
party (które w zasadzie przekształciły się w spotkania czysto
towarzyskie) warunkuje sytuację na świecie. Oczywiście osoba
pisząca te słowa nie raczyła nawet ruszyć tyłka na taki zjazd, tym
bardziej wypada złożyć podziękowania dla wszystkich kreatywnych
osób, którym się w ogóle jeszcze chce. Z drugiej strony nie można
zapominać, że kilka zdolnych osób z atarowskiej sceny obecnie orze
w pocie czoła na poletku konwersji, tudzież majstruje nowe gierki i
idzie im cholernie dobrze. Tak więc zapaść w zakresie dem jest
kompensowana w postaci gierek, co raczej wzbudza entuzjazm
większości atarowskiej braci. Jeżeli weźmiemy pod uwagę ogólną
działalność wszystkich ludzi, bardziej lub mniej związanych ze
sceną, to wychodzi na to, że w Polsce atarowcy są obecnie
zdecydowanie bardziej kreatywni niż commodorowcy, bo co by nie
mówić to ostatni wysyp gierek na Atari jest bezprecedensowy.
Natomiast jeżeli spojrzymy na problem globalnie i pod czysto
scenowym kątem to C64 jest obecnie w nieosiągalnej dla atarowców
lidze. Oczywiście nie mam tutaj na myśli poziomu produkcji (bo ten
jest zbliżony), tylko prężności środowiska, liczby spotkań oraz ich
owoców.
Nie można nie zauważyć, że ostatnimi czasy światowa demoscena ulega
pewnym zmianom. Zaczynając od trendów w demach, gdzie obecnie
kładzie się główny nacisk na design (magiczne słowo), oraz na
odpowiednie zgranie wszystkich elementów w czasie i z muzyką.
Analiza dem z kilkunastu lat pokazuje również zmiany w upodobaniach
muzycznych i tak np. po fascynacji techno-pierdami i innymi
nieskoordynowanymi dźwiękami, do łask powraca melodia….na całe
szczęście. Zjawiska w postaci emulatorów starych maszyn czy
upowszechnienie Internetu, również wprowadzają odczuwalne zmiany.
Obecność emulców ja traktuje jako błogosławieństwo, no bo jeżeli do
typowego zestawu pokojowego (TV + sprzęt grający + pecet + jakaś
konsola nowej generacji) dodamy 8bitowce, to zaczyna to wyglądać
jak centrum lotów kosmicznych, a znajomi i rodzina pukają się w
czoło patrząc na nas z politowaniem. Oczywiście puryści i
hardcorowcy, traktują emulowanie jako profanację, jednak pragmatyzm
i wygoda tego rozwiązania nadaje temu zjawisku status
nieodwracalności. Dochodzi nawet do tego, że powstają programy,
które działają na emulcach, natomiast nie można ich zmusić do życia
na realnym sprzęcie…znak czasu po prostu. Nie bez znaczenia są
również użytki, przy pomocy których można dzisiaj na piecach robić
soft dla starych maszynek. Kolejnym zjawiskiem, które w oczywisty
sposób wypaliło piętno na demoscenie jest Internet. Pojawiły się
witryny z których można natychmiastowo zassać niemal wszystko co
powstało na daną maszynę. Straty niestety też są, bo obecnie
swapperka stała się w zasadzie potrzebą tradycji a nie
funkcjonalności. Kiedyś dobry swapper był warty w złocie tyle ile
ważył, obecnie pozostają tylko wspomnienia po starych dobrych
czasach.
Warto w tym miejscu spróbować zastanowić się nad przyszłością
8bitowej demosceny. Jeżeli postawimy sobie pytanie, kto za
najlepszych czasów nadawał impet całej tej machinie, to wyjdzie nam
iż przeciętny scenowicz był młodą, uczącą się osobą, mającą czas i
nielimitowany zapał. Dawniej z całej masy użytkowników 8bitowców,
scenowicze stanowili niewielki procent ludzi, którzy przeskakiwali
z fazy „tylko grania” na wyższy stopień wtajemniczenia. Kiedyś to
wystarczało, obecnie taki mechanizm po prostu nie istnieje. Nie ma
co się oszukiwać, dzisiejszy lub były scenowicz w Polsce jest w
okolicach 30chy, żonaty, dzieciaty, z kredytami na karku i myślący
raczej o wsadzie do gara dla całej rodziny, a nie o nowych demach.
Wiem, że to banał ale dzisiaj po prostu brak młodej krwi, która
jest obecnie zajęta wyścigiem szczurów lub wyżynaniem obcych z
odległych galaktyk, tyle tylko, że na konsolach nowej generacji,
ewentualnie na „highendowych” pecetach. Niestety, w oczach szarego
luda, 8bitowce jawią się jako skansen i nie zmieni tego nawet
tymczasowa moda na „oldskulowe” klimaty i dostępność emulatorów,
które służą jako narzędzie dla ludzi starej daty. Warto jednak
zaznaczyć, że w przypadku C64 sytuacja na zachodzie wygląda o niebo
lepiej. Składy takich legendarnych załóg jak np. Fairlight czy
Triad są ciągle uzupełniane przez zdolnych i kreatywnych
młodzieniasów, dlatego tamtejsza demoscena nie dostała zadyszki.
Nie wiem jak przebiega proces takiej rekrutacji i skąd oni się tam
biorą, ale bez wątpienia jest to bardzo ciekawe zjawisko
socjologiczne. Podsumowując trzeba z brutalną szczerością sobie
powiedzieć, że dobre czasy to już były i teraz to w najlepszym
razie pozostaje swobodna lewitacja na obecnym poziomie, lub co
gorsza powolny zjazd w dół. Myślę jednak, że ta druga,
katastroficzna wersja nie nastąpi, bo w końcu ileż to już razy
odtrąbiono śmierć 8bitowych maszyn, a tu proszę, pacjent jest
trudny do zgładzenia i bezczelnie nie zamierza umierać. Nie
oczekiwałbym jednak żadnych cudownych zwrotów akcji i odradzania
się z popiołów, ot pozostanie po prostu taki boczny, hobbystyczny
trend. No i bardzo ładnie zresztą, bo po wielu latach i tysiącach
obejrzanych dem (na różnych platformach) doszedłem do wniosku, że
8bitowa maszyna to jest optimum do scenowej działalności. Pewnie
się starzeje, robiąc się sentymentalny, ale uważam że w prostocie
jest piękno i siła. Taka jest moja koncepcja, tak ja to widzę.
To tyle wypowiedzi na dziś, kolejna odsłona za kilka dni.