atarionline.pl Giełda na Grzybowskiej 1993 - Forum Atarum

Jeśli chcesz wziąć udział w dyskusjach na forum - zaloguj się. Jeżeli nie masz loginu - poproś o członkostwo.

  • :
  • :

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    • 1:
       
      CommentAuthortdc
    • CommentTime24 Feb 2015
     
    Szkoła bez komputerów? He he;)

    Oglądamy od 3:40 lub od początku:

    ANIOŁKI MAGISTRATU - PKF nr 46 z 1993 r.
    • 2: CommentAuthoras...
    • CommentTime24 Feb 2015
     
    Klimat który nigdy już nie wróci…. :(
    • 3:
       
      CommentAuthortdc
    • CommentTime24 Feb 2015
     
    Ale dobrze że się przynajmniej do dziś zachował...
    • 4:
       
      CommentAuthorhospes
    • CommentTime25 Feb 2015
     
    O i widać dawno zapomniany trend na kompach 16-bit. Atari ST /5.05/- softy przechowywany na dyskietkach 5,25. Dużo tańszym nośniku od 3,5. Sam tak mam ze 500 dyskietek na Ami pokopiowanych. Ciekawe co z tego jeszcze działa.
    W planach było przerobienie ich na C64, ale wpadła karta SD, potem do XE i też sio2sd raczej.
    Teraz to tylko w ramach maxymalnej wczuwki w RETRO można się nimi bawić ;)
    • 5:
       
      CommentAuthortdc
    • CommentTime26 Feb 2015 zmieniony
     
    Adam mi podesłał Klub komputerowy z 1988 roku:

    ->link<-

    Prosimy o kontakt z redakcją Atarionline tego Pana co prowadził ten wybitnie Atarowy klub !;)


    Ps. aha to nie ten Adam z naszego forum;)
    • 6:
       
      CommentAuthorjhusak
    • CommentTime26 Feb 2015
     
    Byłem tam ze 3 razy :) To DK Świt, na pięterku był ten klubik.
    • 7:
       
      CommentAuthorAlex
    • CommentTime26 Feb 2015
     
    Czas: 5:23 - z prawej strony załapał się Krzysztof Stec we własnej osobie :) Siwa broda, okulary, Atari 800XL z milionem przełączników i swoimi dwiema stacjami dysków :)
    • 8:
       
      CommentAuthormaly_swd
    • CommentTime26 Feb 2015 zmieniony
     
    .
    • 9:
       
      CommentAuthortdc
    • CommentTime26 Feb 2015
     
    Alex ale masz pamięć, ja już nie pamiętałem jak wyglądał wtedy Krzysztof...
    • 10: CommentAuthoras...
    • CommentTime26 Feb 2015
     
    Tak to Stec!!! Po stacjach można poznać.
    • 11: CommentAuthormono
    • CommentTime26 Feb 2015
     
    Po STECjach...
    • 12:
       
      CommentAuthorpabloz1974
    • CommentTime26 Feb 2015
     
    kurde po tych kronikach napaliłem się na neptuna "zielonego"
    • 13:
       
      CommentAuthortdc
    • CommentTime26 Feb 2015
     
    A ja nie wiem gdzie jest ten mój...
    chyba u żony został gdzieś...
    • 14:
       
      CommentAuthorCyprian
    • CommentTime5 Mar 2015
     
    > Adam mi podesłał Klub komputerowy z 1988 roku:
    > Prosimy o kontakt z redakcją Atarionline tego Pana co prowadził ten wybitnie Atarowy klub !;)

    TDC
    spędziłem w tym klubie w DK Świt kawał mojego życia. Tego akurat prowadzącego nie pamiętam. Pamiętam za to innego - starszego jegomościa, który prowadził również kursy Atari Basic'a.
    • 15:
       
      CommentAuthortdc
    • CommentTime7 Mar 2015
     
    O fajnie że mamy światka naocznego ;)

    Rozumiem, że uczyłeś się tam programować w BASICu?

    Miałeś już Atari czy nie? Jeśli miałeś to może wymienialiście się tam kasetami/dyskietkami?

    Co tam w ogóle robiliście w tym klubie?
    • 16: CommentAuthors2325
    • CommentTime27 Jul 2015
     
    "Giełda przy Grzybowskiej powstała w połowie lat 80. XX wieku – wówczas właśnie komputery zaczęły szturm na Polskę. W Peweksie, za dolary, można było kupić Atari. Z zachodu dawało się sprowadzić Amstrady czy Commodory, a Timeksy i Spectrumy, dostępne w Składnicy Harcerskiej, znajdowały się na szczycie popularności. Baltona zaś wprowadziła do sprzedaży m.in. Amstrada czy Commodora 64.
    Wówczas jednym ze sprzedających na giełdzie był Emil Leszczyński, współtwórca pierwszego w polskiej telewizji programu o grach wideo pt. Escape i redaktor „Top Secretu”. Dla niego Warszawska Giełdy Komputerowa to miłe, acz też traumatyczne wspomnienie:
    „Na początku giełda była tylko na zewnątrz, później otworzono sale szkoły i tam, część miejsc – niższe piętra – były zarezerwowane dla bogatszych handlarzy, a najwyższe było wolne i żeby tam zdobyć dobre miejsce, trzeba było wbiegać na siłę na górę po otworzeniu drzwi szkoły i kto pierwszy zaklepał sobie stół do handlu, ten lepszy.
    Prawdziwy Dziki Wschód. Stosowano różne techniki, by zająć dobre miejsca na górze. Zakładało się glany, żeby nie upaść podczas rajdu na górę. Niektórzy organizowali się w grupy – część blokowała, część wbiegała i zajmowała kilka miejsc. Ludzie przyjeżdżali na kilka godzin przed otwarciem drzwi i robił się masakryczny tłok, było duszno, kilka razy był rozpylany gaz łzawiący – w formie żartu czy sabotażu”.
    Niemniej dla kupujących giełda stanowiła wrota do innego świata. 12-letni wówczas Michał Gembicki, dziś dyrektor zarządzający CDP.pl, opowiada, że dla niego „wyprawa do Śródmieścia była czymś na miarę wyprawy Bilbo Baginsa do Samotnej Góry. Pierwszy raz w trasę wyruszałem zaopatrzony w ręcznie rysowaną przez babcię mapę, zgrabną wałówkę oraz wszystkie oszczędności schowane w trudnym do odkrycia miejscu. Jakież tym wyprawom towarzyszyły emocje!
    A na samej giełdzie spotykałem nie sprzedawców, a prawdziwych super bohaterów (przynajmniej tak to malowała dziecięca fantazja), wirtuozów klawiatury, siedzących na szkolnych krzesełkach w blasku kineskopowych monitorów i pisku głowic magnetofonów. Nie ma takich słów, które wiernie oddałby nastrój tamtych chwil i ich podniosłość”.
    Warszawska Giełda Komputerowa przy Grzybowskiej wcale nie była nowinką w historii stolicy, bo palmę pierwszeństwa dzierży Stodoła, która funkcjonowała ponoć jeszcze w latach 70. Niemniej to tak zwany „Grzyb” wszyscy dziś mają przed oczami, gdy mówi się o komputerowej giełdzie. Ta zaś wyglądem była daleka nie tylko od typowych targowisk, ale też od współczesnych sklepów z elektroniką.
    Przez lata giełda była podzielona. Część sprzedawców działała w szkole, część zaś handlowała na parkingu tuż przy al. Jana Pawła II. Toczyły się walki pomiędzy firmami zarządzającymi tymi terenami, włącznie z wywieszaniem banerów informujących, iż Centralna Giełda Komputerowa została przeniesiona – reakcje klientów możecie sobie wyobrazić.
    Najsłynniejsza pozostaje chyba jednak część funkcjonująca w Szkole Podstawowej nr 25 przy ulicy Grzybowskiej 35, a powstała ona ponoć z inicjatywy czasopisma „Bajtek”, choć ten tak naprawdę objął ją tylko patronatem. Niektórym wejście do budynku kojarzyło się ze schronem atomowym, było bowiem dobrze zabezpieczone.
    Prowadził do niego długi, betonowy zjazd kończący się zbrojonymi drzwiami, na które napierał tłum. W szatni kupowało się bilety, gdzieś obok znajdowało się stanowisko z „literaturą”. Wyżej sprzedawali swój towar prestiżowy handlowcy, a na samej górze – ktokolwiek chciał. Za reklamy służyły wypisane flamastrami na kartkach A4 listy hitowych tytułów. Słynne też były katalogi w segregatorach, w których umieszczano skserowane, powycinane strony z czasopism – polskich i zagranicznych.
    Rzecz jasna najważniejsze były komputery – bynajmniej nie te oferowane do sprzedaży. Na rozstawionych po korytarzach szkolnych stołach stały Atarynki, Commodory, Spectrumy, Amigi popodłączane do siermiężnych monitorów. Wędrując między stoiskami słychać było szum programów kopiujących oraz odgłosy rozmów.
    Albowiem zakup oprogramowania był pewnym rytuałem. Niemal nikt nie ufał ówczesnym nośnikom. Niektórzy kupowali kasety – zwykle gotowe zestawy gier, rzadziej jeden nagrany tytuł. Jeśli jednak klient miał staję dysków, to podchodził do stoiska ze swoim pudełkiem dyskietek (każdy preferował innego producenta) i z ręcznie spisanej listy wybierał tytuły do przegrania. W trakcie kopiowania kwitło życie towarzyskie, toczono rozmowy o sposobach przejścia danej gry lub odpalenia jakiegoś użytku.
    Wpierw na giełdach głównie handlowano kopiowanym oprogramowaniem – oryginalnego po prostu nie było, a brak stosownej ustawy zachęcał do tego procederu. Na nielicznych stoiskach można było kupić monitory, joysticki, magnetofony czy stacje dysków. Szeroko dostępne były też kasety i dyskietki oraz czarno-białe kserówki z instrukcjami. Ceny były dość wygórowane. W tych czasach jedna rozgrywka na automacie kosztowała około 5 złociszy.
    Tymczasem za jedną grę na Atari trzeba było zapłacić mniej więcej 200 złotych, a za całą kasetę – 2500. Dodajmy – starych złotych. Z czasem jednak – gdy miejsce 8-bitowców zaczęły zajmować PCty – znikły kramy z kasetami. Ich miejsce zajęły stanowiska, na których można było przegrać na twardy dysk najnowsze produkcje zza oceanu. Do tego doszło mnóstwo sprzętu, w tym rosyjskie imitacje najpopularniejszych konsol.
    Co ciekawe, popularny „Grzyb” był też kopiowany. Giełdy pojawiły się w Katowicach, Wrocławiu, Szczecinie i innych dużych miastach. Mające problemy finansowe szkoły odkryły, że to doskonały sposób na zdobycie funduszy choćby na remont. W pewnym momencie w samej Warszawie działało chyba z pięć giełd, które nie wytrzymały jednak konkurencji z Grzybowską.
    Choć giełdy komputerowe kojarzą się nam dziś z piractwem, dochodziło na nich nie tylko do kopiowania oprogramowania. Ważne było także to, iż, jak mówi Michał Sokolski, dziś współzałożyciel studia Star Drifters, a wcześniej członek tzw. demosceny w ekipie Tatanka, „na początku swojego istnienia, giełda była źródłem informacji na temat nowoczesnych technologii, gadżetów i oprogramowania. Wiele osób (ze mną włącznie) pojawiało się tam nie po to, żeby koniecznie coś kupić, ale w celu wymiany informacji”.
    Wtóruje mu Michał Gembicki: „Grzybowska, a później Batorego, były czymś więcej niż pchlim targiem, gdzie się kupowało gry i programy, to było miejsce gdzie się »bywało«, żeby zapoznać się z nowościami, nauczyć się nowych tricków, zobaczyć najlepszych w akcji”.
    Dla Maćka Miąsika, który od lat 90. zajmuje się tworzeniem gier wideo, „giełda to przede wszystkim coniedzielne spotkania w rzeszowskim klubie studenckim Plus, gdzie wymienialiśmy się nie tylko oprogramowaniem na ośmiobitowce, ale przede wszystkim wszelką wiedzą – czy to między sobą, czy z odwiedzającymi giełdę entuzjastami komputerów. To miejsca, w których mieliśmy okazję poznać wszelkie nowinki, choćby sprzętowe, na co dzień poza naszym zasięgiem”.
    Wielu giełdowych sprzedawców opanowywało podstawy programowania choćby po to, by „crackować zabezpieczone gry, wydając je później pod swoim szyldem. Cały paradoks polega na tym, że te wszystkie czynności były całkowicie legalne w tamtych czasach” – wspomina Emil Leszczyński. Więc de facto początki cyfrowego piractwa w Polsce nie były piractwem…"
    • 17: CommentAuthors2325
    • CommentTime2 Aug 2015
     
    Warszawska giełda stworzyła przedsiębiorstwa funkcjonujące do dziś. Jak mówi Artur Kurasiński: „Na giełdzie przy ulicy Grzybowskiej zawiązywały się zespoły, które tworzyły potem peleton polskich firm sprzedających oprogramowanie oraz zespołów tworzących gry. To był nasz »golden age« branży komputerowej spod znaku wąsa i cebuli. Niemniej tak wyglądały prapoczątki wielu fortun i firm znanych obecnie z pierwszych stron gazet i giełdowych notowań”.
    „To było zdecydowanie miejsce magiczne, które wyedukowało tysiące młodych ludzi, którzy później zaczęli pracę w raczkujących firmach IT lub sami założyli własne firmy. To właśnie tu, na szkolnych korytarzach i klepisku parkingu narodziły się fortuny największych polskich firm produkujących i dystrybuujących gry wideo, które dzisiaj brylują już na innej giełdzie, na GPW. Można więc śmiało się pokusić o tezę, że giełda była wczesną wersją technologicznego inkubatora przedsiębiorczości – takim inkubatorem na miarę naszych możliwość” – wspomina Michał Gembicki.
    Sprzedający na giełdzie chłonęli nowinki jak gąbka wodę. Ale, jak wspomina Emil Leszczyński, „wszystkiego człowiek musiał uczyć się sam, bo było zero dokumentacji, a jak już to w języku angielskim. A trzeba było ogarnąć choćby przesyłania plików za pośrednictwem sieci Fido, zaczęły też powstawać BBSy”. Nic dziwnego, że na giełdzie działało bardzo dużo ludzi nadprzeciętnie zdolnych.
    Komputerowe targowiska w naturalny sposób wyewoluowała z bazarów. „Gdy rynek tego wymagał, giełdy się pojawiły, gdy warunki gospodarcze się zmieniły, zniknęły i zupełnie ich nie żałuję. Gdyby ich nie było, byłoby coś innego” – uważa Maciej Miąsik. „Giełda powstała bo potrzebne było miejsce, w którym można byłoby zaopatrzyć się w sprzęt i oprogramowanie” – uważa Michał Sokolski
    „Powstała – wspomina Adrian Chmielarz, dziś twórca gier (ostatnio The Vanishing of Ethan Carter), a w latach 80. bywalec wrocławskiej giełdy – bo z jednej strony Polacy zawsze lubili kombinować, czasem w dobrym tego słowa znaczeniu, i chcieli się bogacić, a z drugiej strony pokochaliśmy komputery i stworzyliśmy dookoła nich wspólnoty. Potworny popyt siłą rozpędu wykreował giełdę, mimo tak przecież mocnego oporu materii, jaką był PRL.
    Tego po prostu nie dało rady powstrzymać, a że biurokracja kompletnie nie rozumiała, z czym ma do czynienia, to mam wrażenie machnęła ręką i »niech tam sobie komputerują, byle na ulicach nie rozrabiali«”.
    Emil Leszczyński po latach przychylił się do teorii politycznej, tłumaczącej powstanie giełdy i rozwój piractwa: „Wtedy byliśmy za żelazną kurtyną, więc zarówno komputery, jak technologia i elektronika amerykańska były teoretycznie zakazane. Być może zatem piractwo komputerowe było rodzajem walki władzy komunistycznej z embargiem Reagana? Wszak celnicy dość często przymykali na przemyt sprzętu oko… Może władza ludowa uważała piratów za patriotów walczących o dostęp do technologii zachodu?”
    Michał Sokolski zauważa, iż „Z biegiem czasu, gdy tematyka komputerów się spopularyzowała w mediach, ludzie zaczęli powszechnie używać modemów, BBSów, a później internetu, a na giełdzie zostali praktycznie sami handlarze”. Pozbawiona zapaleńców poszukujących wiedzy giełda utraciła paliwo.Najlepsi założyli własne firmy, pozostali przenieśli się gdzie indziej. Z centrów komputerowej cywilizacyjnych giełdy stały się miejscem spotkań miłośników szybkiego zarobku. Handlowano towarem kradzionym i przemycanym. Po wejściu ustawy antypirackiej pojawili się młodzi mężczyźni, zagadujący każdego napotkanego człowieka „Gry, użytki, tanio!”. Niemniej dla wielu, w tym dla Michała Gembickiego, „Centralna Giełda Komputerowa zawsze pozostanie jednym z najlepszych obrazków z dzieciństwa i miejscem, które odmieniło życie”.
    • 18: CommentAuthors2325
    • CommentTime23 Nov 2015 zmieniony
     
    "Pełno nas, a jakby nikogo
    nie było,
    Jedną krótką ustawą wszystko
    się skończyło. "
    - pomyslał poeta spacerując po
    giełdzie komputerowej w pierw-
    szy weekend po wprowadzeniu
    ustawy zasadniczej (dla swiata
    komputerowego, rzecz jasna).
    Wszyscy grzecznie handlowali
    sprzętem lub oryginałami.
    Ostatni Mohikanie na dwoch
    stanowiskach sprzedawali pro-
    gramy na PC, ale i ci, zgodnie
    z duchem ustawy, zniechęcali
    klientow do kupna, oferując pro-
    gramy sprzed roku. Handlowali
    rowniez Amigowcy i Commodo-
    rowcy. Ci ostatni stali do boju
    o klienta nawet tydzień pozniej.
    Poza tym spokoj na froncie, bo
    nikomu jeszcze strzelac nie ka-
    zano."