"Pół wieku komunizmu nauczyło Kubańczyków, że niczego nie ma. I kombinowania, by temu zaradzić. Komunistyczna gospodarka stałego niedostatku wszystkiego, czego potrzeba do życia, wszędzie uczyła ludzi zaradności, dzięki której zdobywali to, czego nie mogli dostać lub kupić. W PRL Polacy "załatwiali" i "kombinowali" - od przydziału na samochód po banany. Kubańczycy od pół wieku muszą "rozwiązywać", "załatwiać" materialne kłopoty życia codziennego. Najpierw domową twórczość dyktatura Fidela Castro sama lansowała jako samoobronę przed amerykańskim embargo na handel (nałożono je po ogłoszeniu na Kubie ustroju komunistycznego w 1961 roku). Władza utworzyła wówczas Narodowe Stowarzyszenie Racjonalizatorów i Wynalazców, które uczyło Kubańczyków, jak radzić sobie w życiu pozbawionym dóbr, których zakazywał im amerykański imperialista. Kubańska armia wydała nawet "Podręcznik dla rodzin", gdzie publikowała szczegółowe instrukcje reperowania sprzętów domowych - żelazek, lodówek czy pralek. Doradzała też, jak się bronić w wypadku niespodziewanej inwazji amerykańskiej, ucząc ludzi, jak robić łuki, strzały i proce, by miotać w najeźdźców kamieniami i strzałami lub zdobywać pożywienie, polując na ptaki i gryzonie. Po kilku latach kolejna książka ("Naszym własnym sposobem") przynosiła ilustrowany zbiór wspaniałych osiągnięć nadesłanych przez pomysłowych przedstawicieli ludu. Jednym z najwspanialszych wyrobów był kotlet z grejpfruta. Z braku mięsa podręcznik pokazywał, jak obrać grejpfrut, wycisnąć sok, a miąższ, doprawiony czosnkiem, cebulą i cytryną, usmażyć jako stek. Z czasem amerykańskie embargo przestało ludziom służyć za alibi i musieli zacząć kombinować przede wszystkim przeciw samej dyktaturze, która okazała się niezdolna do produkowania rzeczy codziennego użytku. Katastrofa nastąpiła po rozpadzie Związku Radzieckiego, gdy wstrzymanie dostaw i dotacji z ZSRR oraz krajów realnego socjalizmu pozbawiło Kubańczyków nawet tych niewielu dóbr, które dotąd od czasu do czasu i z wysiłkiem można było zdobyć w Hawanie, Warszawie czy Moskwie. Kubańczycy dopracowali się takiej inwencji, że ich wynalazki zasługują na muzeum geniuszu jednostkowej i zbiorowej przedsiębiorczości. Niektóre są najprostsze, jak prysznic zrobiony z podziurawionych denek plastikowych butelek, lub lampy naftowe z przerobionych puszek i znanych z czasów komunistycznych metalowych koszyczków na szklanki. Inne wymagają zaawansowanych technicznych umiejętności. W latach 90. dachy, słupy telegraficzne i maszty na Kubie zaroiły się od anten radiowych i telewizyjnych zrobionych z aluminiowych tac, które stały się najpowszechniejszym symbolem zbiorowego żywienia ludu pracującego miast i wsi używanym we wszystkich stołówkach kraju. Niedziałający transport publiczny, rozpadające się autobusy i zepsute pociągi zmusiły Kubańczyków do przerabiania rowerów na motorowery i bryczki-riksze, którym mogli przewieźć ciężki ładunek. Słynne na całej Kubie "rikimbili" miały nieskończoną rozmaitość modeli stworzonych przez indywidualny geniusz wynalazczy. Zasadniczym jego elementem był mały silnik spalinowy przyspawany do ramy roweru i połączony z plastikowym bidonem na benzynę. Potrzebujący takiego motoroweru do transportu towarów montowali z przodu lub z tyłu wielkie skrzynie. Nie wszyscy mieli jednak rowery, a potrzeba wygodnej podróży była silna. W takim wypadku budowano na wózku ciągnionym przez muła blaszaną karoserię samochodu osobowego, np. polskiego fiata 126, albo nawet szoferkę ciężarówki. W skrajnej potrzebie, gdy trzeba było z wyspy uciekać, całą karoserię ciężarówki montowano na tratwie z zespawanych beczek i na tak skleconym okręcie ruszano przez morze na Florydę. Rozlatujące się samochody - stare amerykańskie limuzyny pozostawione po rewolucji 1959 albo późniejsze radzieckie łady czy polskie fiaty - utrzymywano na chodzie dzięki niebywałemu rękodziełu mechaników, a niekiedy odkryciom amatorów. Okazało się, że cieknące chłodnice uszczelniało np. surowe jajko, a wyciek oleju powstrzymywał kawałek mydła. Z braku wody na wyższych piętrach bloków mieszkańcy mocowali na betonowej ścianie domu na zewnątrz beczki na deszczówkę (na wkutych w betonową szparę piórach starych resorów samochodowych). Niektóre sposoby bywały niebezpieczne - przerobione na gaz samochody czasem wybuchały z powodu nieszczelnych butli i przewodów. Kobiety stosowały do makijażu kredki szkolne, pastę do butów albo zmielony węgiel z baterii. Antologię kubańskiej wynalazczości od lat sporządza Ernesto Orozco, absolwent architektury i wzornictwa z uniwersytetu w Hawanie, który z braku wszystkiego, co potrzebne do uprawiania tego fachu, wyjechał do Miami. Jego niezwykła książka o krnąbrnych i pomysłowych Kubańczykach nosi tytuł "Nieposłuszeństwo technologiczne"."
Hi. I'm now with an old mobile phone that I can't open it to enter on YouTube. Can you please, just for curiosity, what game and machine is that one with the guy brown clothe with a gun? Thanks. José Pereira