1982, Blue Print, Bally Midway (w Japonii Jaleco) - przy użyciu poukrywanych w domkach fragmentów musimy odbudować widoczny na dole ekranu projekt. Przeszkadzające w tym potwory należy wrzucać do dziury po prawej stronie. Klawisz fire pozwala biegać zamiast chodzić, ale tylko do chwili wyczerpania paska z energią.
1976, Death Race, Exidy - link do rimejku znajdziecie pod filmikiem.
Jeden z pierwszych tytułow, które wzbudziły kontrowersje. Co prawda rozjeżdżamy w niej zombie i gremliny, ale ze względu na ową "brutalność" rozgrywki sprzedało się tylko 200 egzemplarzy.
1982, Calipso, Tago Electronics - jako nurek usiłujemy dostać się do skarbu. Nie pomaga nawet możliwość strzelania do podmorskich stworów oraz naszego konkurenta - polecam trzymać się od tej gry z daleka.
1982, Cat and Mouse, Zaccaria - przyznam się szczerze, że nawet nie chciało mi się dokładnie rozgryzać o co w tym crapie chodzi. Wam też zalecam trzymanie się z daleka.
1982, Catacomb, MTM Games - gdy tylko zobaczyłem ten tytuł w akcji, to natychmiast wróciły wspomnienia z dzieciństwa - mieliśmy go w naszej budzie na kółkach szumnie zwanej "salonem". To definitywnie był jeden z najgorzej wydanych 1000 starych złotych w moim życiu - obok stały Gryzor, Double Dragon, Silk Worm i jeszcze kilka innych znakomitych gier. Trzymać się z daleka (yeah, triple combo).
1982, Check Man, Zilec-Zenitone - rozbrajamy tykające bomby zegarowe. Nie możemy drugi raz przejść już przetartą ścieżką, ale na szczęście da się przysunąć sobie nowy rządek klocków, z których zbudowana jest plansza.
1982, Dazzler, Century Electronics - najpierw karmimy goryle bananami poukrywanymi w zamkach(?) unikając sępów, a potem wspinamy się po platformach niczym w Donkey Kongu.
1982, Devil Fish, Artic Electronics - zręcznościówka. Najpierw pasiemy ośmiornice zostawianymi przez nas rybami. Gdy któraś z nich po zjedzeniu przekąski złapie się w jedną z wielu widocznych na ekranie pułapek, wtedy atakujemy. Gdzieś na planszy pojawi się wówczas mały domek. Zebranie go owocuje odsłonięciem części układanki. I tak aż do końca etapu.
1982, Dig Dug, Namco (w USA Atari) - wreszcie coś porządnego - ten kultowy klasyk chyba wszyscy dobrze znają. Dlatego ograniczę się tylko do podania informacji, że Michael Jackson był posiadaczem tego automatu, a bohaterowie gry pojawili się w filmie Pixara z 2012 roku zatytułowanym Wreck-It Ralph.
1982, Donkey Kong Jr. (w USA Donkey Kong Junior), Nintendo - kontynuacja hiciora. Tym razem wcielamy się syna uwięzionego goryla, który musi uratować rodzica z łap Maria. Szczerze mówiąc ta część podoba mi się o wiele mniej niż "jedynka" - momentami sprawia wrażenie zbyt przekombinowanej. Podobnie jak poprzednio wersja amerykańska straszliwie miesza w kolejności poszczególnych etapów.
1982, Gold Bug, Century Electronics - a to się zaskoczyłem. Tym razem naszym celem nie jest zebranie wszystkich skarbów, lecz... samo kopanie. Zapełniamy w ten sposób widoczne na dole ekranu wagoniki. To dopiero wyzwanie: trzeba przeorać naprawdę sporą ilość planszy mając na karku wciąż goniące nas potwory, zanim będziemy mogli przejść do kolejnej. Gry raczej nie zostawię w kolekcji, ale muszę przyznać, że wciągnęła mnie na jakieś pół godzinki - doceniam ciekawy pomysł.
1982, Gravitar, Atari - połączenie Asteroids i Lunar Landera. Uwagę zwraca płynna zmiana perspektywy po dotarciu do planety oraz poruszaniu się w jej obrębie. To mógł być hit, ale niestety gra okazała się zbyt trudna - ludzie chcieli się bawić, a nie walczyć ze sterowaniem.
1982, Hana Awase, Seta Kikaku - no i mamy naszą pierwszą hanafudę. Na pewno będzie ich jeszcze sporo, zresztą podobnie jak mahjongów - Japończycy wprost kochają obie te gry.
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi - wszystko zależy od danej gry. Najprościej byłoby napisać, iż każdej z nich poświęcam dokładnie tyle czasu, na ile moim zdaniem zasługuje. :) Teraz mamy przykładowo taki okres, że niekiedy wystarczają mi nawet dwie minuty (plus minus jeden etap) do wyrobienia sobie opinii. Jeżeli coś mnie bardziej wciągnie (co obecnie rzadko się zdarza - wciąż jeszcze nie ten poziom zaawansowania), to gram odpowiednio dłużej, zaś w przypadku wszelakich karcianek czy mahjongów zazwyczaj jedynie łapę screena i tyle. Nie mam zamiaru ukrywać, iż niektóre tytuły irytują mnie czasem i po kilku sekundach/kilku pierwszych ruchach, ale na szczęście są to marginalne przypadki. A tak z ciekawości, czemu pytasz? Mam nadzieję że nie chodzi ci o to o czym myślę... :P
1982, Insector, Gottlieb - jako puszka sprayu przeciwko owadom musimy tępić szkodniki oraz zbierać kosztowności. Gra nigdy nie wyszła poza fazę prototypu.
1982, Jack the Giant Killer, Cinematronics (w Japonii Treasure Hunt, Hara Industries) - zręcznościówka, w której wspinamy się po fasoli oraz plądrujemy zamek gigantów. Musimy kolejno powynosić z niego wszystkie skarby i na końcu uratować księżniczkę.