W przyszłym roku obchodzimy stulecie urodzin Lema, będzie tak zwany Rok Lemowski. Ponieważ razem z Polską Fundacją Fantastyki Naukowej ( pffn.org.pl) będziemy z tej okazji organizować Kongres Futurologiczny (okolice września 2021), to zainteresowanych tematem zapraszamy do zgłaszania chęci uczestnictwa w panelach naukowych, popularyzatorskich, etc. AOL będzie tam obecny, prawdopodobnie (bo program jeszcze nie zatwierdzony, ustalamy) z naszymi opowieściami o komputerach, science-fiction i kosmosem.
PS. Właśnie odkryłem okładki książek angielskich tłumaczeń Lema. Podobają mi się!
Stulecie urodzin Lema będzie niezależnie od tego, co uchwali jakikolwiek organ :).
Z tego co napisało Wydawnictwo Literackie, które Lema wydawało i wydaje, inicjatywę uczynienia w roku 2021 rokiem Stanisława Lema zgłosił do Sejmu prezydent Andrzej Duda. Sejm zdaje się, że dopiero pod koniec roku wybiera i ogłasza patronów danego roku. Senat dorzuca swoich. W tym roku było tak:
Sejm ustanowił sześciu patronów, Senat dorzucił jeszcze pięciu. Ostatecznie będzie ich dziewięciu. Sejm uhonorował św. Jana Pawła II, hetmana Stanisława Żółkiewskiego, Romana Ingardena i Leopolda Tyrmanda, a także dwa wydarzenia: Bitwę Warszawską 1920 i Zaślubiny Polski z morzem w Pucku. Senat poza ogłoszeniem 2020 rokiem Jana Pawła II i Bitwy Warszawskiej dorzucił Jana Kowalewskiego, ojca Józefa Marii Bocheńskiego oraz fizykę.
@astrofor ... ludzie nie są wieczni,Jarek w końcu padnie. lepsze znane zło niż nowe,skrajnie różne(kolejne zmiany przetasowania uogólniając bałagan) w sumie to znane za to z nieudolności,zakłamania i wałów finansowych. Konfederacja się wzmocni i może następnym razem ...
o mamciu, chybam zainteresowan. angielskie tłumaczenia są dość słabe, najlepsze te od Kandela, ale muszę jeszcze przejrzeć dzienniki gwiazdowe. tak czy siak chylę czoła przed tłumaczami, to było wyzwanie.
@Pirx: z powodów historycznych poziom przekładów jest po prostu różny dla różnych tytułów. "Solaris" to jakaś porażka, pośrednie tłumaczenie angielskie z francuskiego przekładu.
Przekłady Kandla wydają się bardzo dobre, miejscami musiał się strasznie nagimnastykować, żeby oddać Lemowskie neologizmy. Są takie partie, że po prostu odpadam językowo, np. podróż jedenasta z moich ukochanych "Dzienników gwiazdowych" i roboty mówiące archaiczną angielszczyzną z czasów Chaucera :)
Na dzisiejszym spotkaniu roboczym organizatorów Kongresu ustalono, że z naszej strony pojawi się wykład o science-ficion w klasycznych grach komputerowych, prezentacja języków programowania retrokomputerów oraz historia/początki polskiego gamedevu/demosceny (i zaproszeni goście). Na to wszystko wstępnie przypisano nam 3h.
Dziś byłem na spotkaniu i program nie jest jeszcze zamknięty, jeśli ktoś ma dobrą propozycję to jest ostatnia chwila aby zgłosić się. To nie musi być wykład.
ps. Kaz punkt o językach programowania odpadł;) Przynajmniej na razie, a tę wersję którą dziś otrzymali uczestnicy Łukasz drukował tydzień temu;)
Wiemy stąd, że z pozoru zachowywał się jak jego rówieśnicy: grał w piłkę, spotykał się z dziewczynami (choć jak wyznał: "odstraszałem je, opowiadając im o gwiazdach"), jeździł na górskie obozy i robił głupie kawały. Najbardziej zajmowało go jednak jego życie wewnętrzne, konstruowanie wynalazków, przeprowadzanie eksperymentów (szczególnie chemicznych, które wiązały się z wybuchami) i lektury. Używając dzisiejszej terminologii zapożyczonej z amerykańskiej popkultury: Lem może nie był nerdem, ale geekiem już tak.
Ja robiłem. Ale wybuchy były skromne albo w ogóle ich nie było, bo to zależało przede wszystkim od dostępności materiałów, a tych w socrealiźmie zazwyczaj nie było.
Z pirotechnicznych materialow, to w sklepie miesnym byla saletra , do mieszania z cukrem, i wtedy robilo sie albo baczki w kapslach po wodce, ktorych nigdy nie brakowalo, albo wulkany w ziemi, poza tym karbit do sloika z woda, i szybko zakrecic, benzyna z motoru sasiada, takze tak, wszystko co moglo sie palic sie palilo... podobno za jeszcze glebszej komuny byl zestaw mlody chemik z ktorego mozna bylo niezle cuda wyczarowac, ale za moich czasow juz go nie bylo.
Ja też bawiłem się początkowo w mieszanie farb-akwarelek w szlanych pojemnikach, potem odkrywałem skład izolacji i samych przewodów, w płomieniu świecy. Większe akcje, saletra i cukier nabite do zgniecionego kapsla blaszanego tzw. "bączki" - uruchamiałem na podwórku. Pamiętam też zabawy z petardami hukowymi (małe jak nowo-roczne). Koledzy też czasem przynosili sprawne naboje 9mm (podejrzewam, że z P99 Walter, ale pamięć już nie ta), (skąd mieli? nie mam pojęcia!) z których zdejmowaliśmy pocisk i wyjmowaliśmy watę bawełnianą i proch strzelniczy, ale nic ciekawego z tym sie nie dało zrobić (w ogniu robiło PSYK! i już) zupełnie co innego "odpalenie kamieniem rzuconym w spłonkę" :) To chwilowa ale również nie intresująca zabawa - po pierwszym zbadaniu, eksperymenty nie były już tak fajne.
Ale Z "uszkodzeń ciałą" to poza standardowym otarciem kolan i łokci z powodu włażenia gdzie się dało, oraz guzów "bo tam gdzie się dało byli np. ludzie którzy woleli żeby tam nie wchodzić", to tylko jeden z kolegów włożył rękę do gotującej się beczki pełnej smoły pod "papę dachową".
Dlaczego to zrobił? Nie mam pojęcia. Żyje i ma się dobrze, po pół roku jedyne co pamiętał z tej przygody, to żeby nie robić tego ponownie. Nikt nie musiał zakazywać, zabraniać, KARAĆ.
Poza tym podobnie jak Pan Lem, doktoryzowałem się od małego w rozbieraniu wszystkich mechanizmów, po kilku latach dodałem do tego umiejętność ich ponownego złożenia. Co by nie powiedzieć o profesjonalizmie inżynierów z epoki - dzisiaj powiedziałbym że mieli braki w "optymalizacji", ponieważ zawsze zostawało kilka mniej lub bardziej ciekawych części a mechanizm/układ dalej pracował (chociaż chwilę :))
Największe zainteresowanie poza Atari - kolejka elektryczna PIKO i układy sterowania plus LEGO. Największe rozczarowanie - kiedy zepsułem mechaniczną zabawkę posiadającą korbkę, wizjer i wpust światła. Zabawa polegała na skierowaniu wpustu światła na źródło światła, kręceniu korbką i obserwowaniu przez wizjer. W srodku znajdowała się mikroskopijna taśma filmowa - pozytywowa - 8mm zdaje się, nagrana na nią była sekwencja kreskówkowa - "coś z pociągiem" - ale nie pamiętam już co dokładnie. Moja modyfikacja polegała na usunięciu (siłowo, bez otwierania obudowy) - blokady wstecznej - "puszczałem" film dowoli - wprzód i wstecz, kiedy miałem na to ochotę - przypuszczam, że z powodu zakończenia, które pragnąłem z całych sił zmienić i szukałem możlwiści "jak oszukać przeznaczenie". Przy tej okazji odkryłem że "to magiczne pudełko z żyjącym światem" posiada taśmę fotograficzną i świat zawarty wewnątrz jest reprodukcją. ;(
Myślę, że duże pokłady kreatywnośći chyba pozostawały w głowie, bo nawet nie zawsze było w czym to zapisać "na przyszłość". Pamiętam tamte czasy jako "epoka niedoborów". Albo czegoś po prostu nie było, albo były podłe "produkty zastępcze", których "nie dane było" MARNOWAĆ na jakieś bzdurne pomysły dzieciaka.
co do fragmentu Pana Lema o "odstraszaniu dziewczyn", no ja ich nie odstraszałem, ale do pewnego momentu były to "jednostki" całkowicie nieinteresujące - bo mając dostępną całą gamę zabawy, później komputer - kolejna przestrzeń nowych światów do odkrycia - one chciały się bawić w dom, co raczej nazwałbym obecnie "zarządzanie mikromanagementowe" - czyli trzeba było udawać że się siedzi na kanapie i ogląda TV (bo to wyznacznik luksusu epoki), a na rozkaz udawać że się sprząta, albo na inny rozkaz - wynosi śmieci, czy udawać że idzie się "do kolejki w sklepie". Nic atrakcyjnego. Do dnia dzisiejszego :P
Poniżej 36-minutowa inscenizacja siódmej podróży z Dzienników Gwiazdowych, tej z zaburzeniami czasoprzestrzeni na statku i w konsekwencji multiplikacją Ijona Tichego z różnych dni tygodnia. Całkiem niezła, warto. Imię mu zmienili pewnie celowo na bardziej znaczące w tym kontekście: Egon.
Dla tych, którzy nie znają twórczości Lema - to jedna z najzabawniejszych podróży Tichego.
W parku Maćka i Dorotki powstał przyjemny zakątek LEM-on-TREE. Można wziąć książeczkę, przysiąść na hamaku albo przy stoliku.
To park na Klinach, jak kto kojarzy południe Krakowa. Dom/domy, w których mieszkał Lem są w sumie przy parku, za płotem. Tak więc mamy na dzielni co rusz jakieś drobne inicjatywy gwiazdowe.