Dzisiaj zagralem we Frogs(autorstwa Xeena) i musze przyznac ze od dzisiaj Frogs przejmuje palme pierwszenstwa w moim rankingu gier trudnych. Nie moge przejsc pierwszego etapu! Meczylem sie z nim okolo 30 minut. Ta gra jest wrecz wybitnie trudna!(lecz pewnie takie bylo zamierzenie autora)
P.S. Xeen a tobie jak daleko udalo ci sie przejsc dwoma zabkami, tzn do ktorego levelu?
co do "Sidewinder" to jest to piekielnie trudna gra,poza tym miała buga uniemożliwiającego skończenie gry, a poprawka wyżej na video to efekt mojej rozmowy z autorem tego filmiku, który grę poprawił
Wieczór, Bluki - czy ten opis nie jest jasny? pytam, bo moge uzupełnić: ->link<-
tam jest napisane o co chodzi i co trzeba zrobić.
Bolo - kwestia koncentracji, mózg człowieka jest tak skonstruowany, że jest dla niego potężnym wysiłkiem granie w tę grę i o to mi przede wszytskim chodziło. to, wbrew pozorom, trening dla mózgu taki sam jak schodzenie po schodach tyłem, lub zamiana myszki na lewą rękę dla osób praworęcznych i vice versa :)
w pewnym sensie miło mi, że w takim rankingu zawędrowałem tak wysoko ;) Sam doszedłem do 10 levelu "na spokojnie". Cudzysów bo chodzi o trening. System nr 1: ruszamy jedną żabką, a drugą mechanicznie kręcimy się w kólko - odruch można sobie wyrobić w kilka(naście) sekund w zależności od planszy, potem zamiana .
na compo na SV doszedłem do 3 levelu :) a tutaj sam film z gry:
xeen, opis jest jasny, ale jak podchodziłem do tej gry, chyba na początku grudnia ubiegłego roku, to opisu jeszcze nie było :( Szkoda, że nie ukazał się równocześnie z premierą gry, bo później zawsze było "coś ważniejszego" i już nie wróciłem do tej gry. Ale może za jakiś czas znów odwiedzę "Frogs", bo lubię żabki :)
Trzeba jednak przyznać, że pojęcie "trudności" jest bardzo względne. Mnie wydało się, że "W sieci" jest prostą, niezbyt trudną grą wymagającą tylko trochę zręczności, że łatwo odgadnąć jak się uratować. Nawet myślałem aby określić ją mianem "mini-gry". Tymczasem niektórym nawet filmik nie pomógł... Kto wie, może "Żaby" też nie okażą się takie trudne za kolejnym podejściem :)
Obadałem dziś Highway Duel. Zbyt krótkie pole widzenia nie daje czasu na omijanie przeszkód, a jeśli jedziemy wolniej to przeciwnik zostawia nas w tyle. Może po długim treningu da radę w tę grę grać bez przeszkód. Prócz zakrętów, zaparkowanych samochodów i migających barier problemem jest także uciekające paliwo - trzeba stawać i tankować co od razu jest wykorzystywane przez drugiego gracza. Dobór muzyki jest delikatnie dziwny co może zauważyli autorzy i muzyka domyślnie jest wyłączona.
Dzisiejszy faworyt - Helliman. Jak jesteś robotem to sobie zagraj, ale myślę, że po dniach grania tylko w ten tytuł człowiek mógłby kilka plansz opanować, wliczając w to joysticki wkomponowane w ścianę. Morderczy timing jeszcze podkręca to, że w bezruchu powoli opadamy, piksel po pikselu - czego można w porę nie zauważyć. Autor okazał się dobrego serca i to jego jedyna gra. Jeśli komuś przeszkadzają śmieci na samej górze ekranu to trzeba włączyć Basic.
- śliskie buty więc spadamy z miejsc gdzie na 100% nie powinniśmy - strzały eksplodują co też nas zabija nawet jak strzałę ominiemy - tylko kilka żyć Stefan napisał grę i otworzył punkt naprawiania joysticków.
:) - hehehh - jeśli szukacie hardcore'owej gry, to proponuję: "PIEKIEŁKO". Autor dał nam szansę przeżycia udzielając 255 żyć ... to jednak nie zawsze wystarczy by ukończyć pierwszy level :D
Miałem tę grę na Atari - najpierw nie grałem tylko długo słuchałem muzyki z czołówki. Gdy w końcu złapałem za joystick zastanowiło mnie co ziemniak ma wspólnego z piekłem i czemu grafik był takim leniem. Grając w to z kuzynem poziom trudności zagrał nam na nosie i wtedy tytuł stał się jasny.
Choć przyznam, że po ostatnim zakupie (dwa całkowicie nieużywane, jak nowe) Joy'ów QuickSchot w wersji na tych sprężynkowych przełącznikach komfort, skuteczność i przyjemność grania wzrosła kilkukrotnie w stosunku do sprzętu, którym to dysponowałem do niedawna ;_)-
Black Lamp. Nie jest pewnie obiektywnie najtrudniejsza, ale dla mnie jest liderem w klasyfikacji Gier Trudnych, Ale Poza Tym Tak Wybitnych, Że Wciąż Do Nich Wracam.
Brothers Production miał takie trochę kulawe gry gdzie bardziej liczyło się szczęście zamiast szybkich palców: Ghastly Night, Flinstone's Adventures, Terminator. Ich dema także powstały jakby w pośpiechu i dla zabawy:
Cybor-Stien - niezła grafika zachęca do gry, ale mega szybcy przeciwnicy (szkielet i duch), brak broni, powolny skok i mnóstwo elektrycznych, migających zapór odstraszają. Pod grą nikt się nie podpisał z imienia i nazwiska. ->link<-
Gigablast - powolny i zbyt duży prom kosmiczny nie ma większych szans przy małych i szybkostrzelnych obcych. Zginąć można także wpadając na resztki po przeciwniku co się zbyt często zdarza niby przypadkiem. Lecimy w lewo zamiast w prawo - mniej spotykane.
No to może nieco szerzej. Gra trudna też może być fajna: da się przy niej dobrze bawić, tyle że ciężko jest o jakikolwiek postęp - trzeba włożyć w to sporo wysiłku. Tu masz zupełnie niezły przykład takiej pozycji. Natomiast gra niegrywalna powoduje, iż czasem nawet zaledwie po kilku sekundach/ruchach mamy jej zwyczajnie dosyć, bo wiemy już, że choćbyśmy stanęli na głowie i grali rzęsami, to żadnego postępu nigdy nie będzie. No i te dwa tytuły, które przytoczyłeś, kwalifikują się u mnie właśnie do tej drugiej kategorii - marnowanie przy nich czasu (graniem tego nazwać się nie da) uważam za niezwykle wyrafinowaną formę masochizmu. Zatem ja wciąż obstaję przy swoim: gra trudna a gra niegrywalna (z różnych powodów, ale na pewno nie przez ostro wyśrubowany poziom trudności) to nie jest to samo.
A ja lubiłem grać w Piekiełko, ale pod warunkiem posiadania dużego zapasu żyć. Tego typu gry powinny mieć ich z założenia albo bardzo dużo, albo nieskończoną ilość, wtedy każdy poziom staje się odrębnym zadaniem i nie ma tej irytacji, gdy całą grę trzeba zaczynać od początku. Dużo jest trudnych gier, w których tego brakuje i przez to nie nadają się do grania.
Kissin' Kousins natomiast z tego co widzę jest źle przemyślany. Np. kangur potrafi wyskoczyć z lewej strony od razu po pojawieniu się tam bohatera, nie dając szansy na reakcję. To moim zdaniem dyskwalifikuje tę grę.
Tego typu gry powinny mieć ich z założenia albo bardzo dużo, albo nieskończoną ilość, wtedy każdy poziom staje się odrębnym zadaniem i nie ma tej irytacji, gdy całą grę trzeba zaczynać od początku.
O to chodzi, a chwalebnym przykładem jest gra "LIMBO" na PC/tablety. Tam poziom trudności niektórych plansz jest naprawdę wysoki, a życia traci się szybko ale bez limitu - do skutku. :)
@larek A to już trzeci, zupełnie osobny przypadek. :) zijacek bardzo ładnie wyjaśnił dlaczego KK jest niegrywalny - źle go napisano. Przychylam się także do koncepcji, że Piekiełko nie powinno odejmować żyć, jeżeli w ogóle ma być brane poważnie pod uwagę.
W Robot R-30 jeśli dopuścisz by duch cię zablokował w wąskim, ślepym korytarzu to można tylko zresetować Atari bo przeciwnika nie można usunąć, on sam nie może ciebie zabić, a klawisza odpowiedzialnego za samobójstwo brak. Gdyby nie to, to gra wygląda na ciekawą labiryntówkę. Grę napisał w 1996 w Basicu Dracoola. Nie należy jej mylić z Robot T-58, która jest tego samego gatunku.
Faktycznie, aż trudno uwierzyć, że nie pomyślano o tym. Trzeba czekać aż skończy się czas lub zresetować grę. Do tego jeszcze dochodzi problem z nieprecyzyjną reakcją na ruch (czasem trzeba chwilę przytrzymać klawisz żeby przesunąć bohatera, a czasem dość delikatne wciśniecie przesuwa go o 2 pozycje) i w połączeniu z poprzednim problemem grywalność spada do zera. Zgadzam się też z tym, że sam pomysł na grę całkiem fajny.
Nawet nie tylko w basicu. Śmiem twierdzić, że sam zacny "Robbo" ma z tym niezły problem, a raczej problem mają gracze (przynajmniej niektórzy) :) Wspomniałeś nieco wcześniej o "Helliman" i "Castle Top". Zauważyłem, że panuje pewna reguła. "Helliman" to takie "Piekiełko", a "Castle Top" to taki "Kissin' Kousins".