atarionline.pl Zdjęcia z giełdy na Grzybowskiej - Forum Atarum

    Jeśli chcesz wziąć udział w dyskusjach na forum - zaloguj się. Jeżeli nie masz loginu - poproś o członkostwo.

    • :
    • :

    Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

      • 1:
         
        CommentAuthorAlex
      • CommentTime31 Oct 2011 17:10
       
      Czy ktoś ma w swoich archiwach jakiekolwiek zdjęcia z legendarnej gieły komputerowej na Grzybowskiej? Fajnie byłoby sobie przypomnieć dawne czasy...
      • 2:
         
        CommentAuthorPet
      • CommentTime31 Oct 2011 18:10
       
      Policja powinna mieć ;)
      • 3:
         
        CommentAuthorAlex
      • CommentTime31 Oct 2011 20:10
       
      Ja się poważnie pytam.
      • 4: CommentAuthorRamos
      • CommentTime31 Oct 2011 20:10
       
      poszukaj na forum o latach 80-tych, tam coś było z tej giełdy. Jakieś fotki były w piśmie Bajek.
      • 5: CommentAuthorpin
      • CommentTime31 Oct 2011 21:10 zmieniony
       
      .. to mnie poważnie interesują fotki z giełdy Krakowskiej: pod Karlikiem, oraz pod Elbudem. Mogą być z policyjnych archiwów :D
      • 6:
         
        CommentAuthorAlex
      • CommentTime31 Oct 2011 23:10
       
      W sieci krążą bodaj ze 3 zdjęcia z warszawskiej giełdy (chyba skany z Bajtka), ale to mało...
      • 7:
         
        CommentAuthortdc
      • CommentTime1 Nov 2011 00:11 zmieniony
       
      "To były czasy": odcinek 05: Było takie szczególne miejsce w Warszawie

      Wykorzystane fotki pochodzą chyba z Atari magazynu.
      • 8:
         
        CommentAuthorAlex
      • CommentTime2 Nov 2011 11:11
       
      Te to każdy zna nie od dzisiaj.
      • 9:
         
        CommentAuthorKaz
      • CommentTime2 Nov 2011 12:11
       
      A te? Pochodza z okresu prawdopodobnie 1989-1991:























      • 10: CommentAuthoras...
      • CommentTime2 Nov 2011 12:11 zmieniony
       
      Jak sobie pomyślę ile lat zamiast do kościoła w niedzielę jechałem 125 bądź 26 na Grzybowską to łezka mi się w oku kręci :) I ciężko na giełdzie było kupić oryginały, wszyscy oferowali same piraty :) A czy na zdjęciu koleś w swetrze to nie Krzysztof Stec???? (2gie zdjęcie..?!)
      • 11: CommentAuthorDuddie
      • CommentTime2 Nov 2011 13:11
       
      AS, a pamiętasz takich dwóch gości co handlowali softem do A8, potentaci na Grzybowskiej, jeden był łysawy, wiecznie z papieroskiem w ustach....
      • 12:
         
        CommentAuthortdc
      • CommentTime2 Nov 2011 13:11
       
      Ale super foty !
      Po takim czasie głowy sobie nie dam uciąć, ale wydaje mi się że niektóre stoiska znam i pamiętam. A twarze taż jakby znajome ;)
      • 13: CommentAuthoras...
      • CommentTime2 Nov 2011 13:11
       
      Duddie, pamiętam i miał stację z trylionem przełączników :)
      Jeśli o tym samym piszemy ..
      • 14: CommentAuthorDuddie
      • CommentTime2 Nov 2011 14:11
       
      No dokładnie o tym! Spotkałem się z nim jakieś 3 czy 4 lata temu.... Ale więcej opowiem Ci na SV, bo nie wszystko nadaje się do publicznej wiadomości.
      • 15: CommentAuthoras...
      • CommentTime2 Nov 2011 14:11
       
      He he..
      NIe mogę się doczekać :)
      • 16:
         
        CommentAuthorDracon
      • CommentTime2 Nov 2011 14:11 zmieniony
       
      Wow, i co za bunczuczne nazwy - WCF (World Cracking Federation?!). :D


      Zdaje sie, ze na Wybrzezu takim odpowiednikiem Grzybowskiej byla gielda z Żaku (klubie studenckim), gdzie w sobote i niedziele od rana do ok. 13-14 dzialaly stoiska. Co ciekawe na pietrze byl sklep komputerowy z oryginalami na Atari/Amige itp., a w podziemiu dzialali piraci, crackerzy i zwykli dorobkiewicze, ktorzy mieli zwykle to samo, co w w/w sklepie nazajutrz lub tego samego dnia. Oczywiscie dzialali "kurierzy" ze stolicy, bo przeciez nowosci szly ponoc wlasnie (glownie) z Grzybowskiej... ;)
      Chodzily sluchy, ze paru ludziow, ktorzy mieli dobrze usytuowane stoiska oraz komputer na czasie (Amige 500) dorobilo sie nawet samochodu po pewnym czasie takiego "pracowania"... ;)
      • 17: CommentAuthorRamos
      • CommentTime2 Nov 2011 15:11
       
      Jeśli ktoś był obrotny i działał na dużą skalę to mógł się dorobić nie tylko samochodu, ale domu. Tak było w przypadku pan W. Czajkowskiego, który sprzedawał we Wrocławiu, a później poszerzył swoją działalność na całą Polskę.
      Więcej o nim można poczytać w przeprowadzonym z nim wywiadzie: ->link<-
      • 18: CommentAuthorfaust
      • CommentTime2 Nov 2011 15:11 zmieniony
       
      Ramos@: Było paru takich co się dorobili (np. krakowski ComputerLand (teraz Sygnity) czy krakowski sklep BitComputers) - osoby, ktore zakladaly te firmy pochodzą z krakowskiej gieldy, ale to raczej pojedyńcze przypadki.
      BTW Czy ktos ma podobne zdjęcia albo slyszal o zdjęciach z krakowskiego Karlika?
      • 19:
         
        CommentAuthorKaz
      • CommentTime2 Nov 2011 16:11
       
      Zapomnialem dodac, ze zdjecia pochodza z magazynu "Atarex", ktory mamy w Bibliotece Atarowca, sa tam tez artykuly o gieldzie.

      Jezeli ktos poszukuje lepszej jakosci tych skanow to jako pojedyczne jpg wrzucilem na pigwe.
      • 20:
         
        CommentAuthorPet
      • CommentTime2 Nov 2011 18:11
       
      "Atarex"? Chyba chodzi o magazyn "Avax".
      • 21:
         
        CommentAuthoradv
      • CommentTime2 Nov 2011 18:11
       
      Znam przypadek sprzedawania przez pewnych swaperów ze demosceny amigowej programów użytkowych, gier i dem uzyskanych ze swapu. Oprócz katalogu, z którego pozycję można było wybrać i zamówić z tygodniowym wyprzedzeniem co tydzień były "nowości" prezentowane na `26 CRT, które rozchodziły się jak ciepłe bułeczki.

      Najpierw kupiłem kilka dem, sharewarowych programów. Z biegiem czasu skopiowali mi dyskietkę z obrazkami do Scali za darmo, potem dyskietkę z modułami, potem wtajemniczyli mnie w swapowanie. Tym sposobem demka, animki, obrazki, raytackingi, ziny, moduły zdobywałem sam.

      Skumplowałem się z tymi ludźmi, z niektórymi bardzo zaprzyjaźniłem. Wspominam to wszystko z uśmiechem.
      • 22: CommentAuthorLex
      • CommentTime2 Nov 2011 18:11
       
      Znam te zdjęcia, na pewno widziałem je w gazecie którą czytałem, ale na początku byłem przekonany że widziałem je w Bajtku.
      • 23:
         
        CommentAuthorAlex
      • CommentTime2 Nov 2011 21:11
       
      Kaz: dzięki za wrzutkę :-)

      A może ktoś ma jakieś swoje prywatne?

      BTW: Mr.Stec nadal pracuje w szpitalu w Otwocku, jako informatyk. Na tym 2. zdjęciu faktycznie może być on.
      • 24:
         
        CommentAuthormaly_swd
      • CommentTime2 Nov 2011 21:11
       
      Alex, to na 99% Mr.Stecu;)
      • 25:
         
        CommentAuthorAlex
      • CommentTime3 Nov 2011 00:11
       
      Pewnie masz rację :-)
      BTW: ->link<-
      • 26:
         
        CommentAuthortdc
      • CommentTime4 Nov 2011 08:11
       
      Ja bym dziś Steca chyba nie poznał :P
      • 27:
         
        CommentAuthorAlex
      • CommentTime5 Nov 2011 13:11
       
      Myślę, że wiele się nie zmienił :)
      • 28:
         
        CommentAuthortdc
      • CommentTime5 Nov 2011 21:11
       
      ...jak my wszyscy ;)
      • 29:
         
        CommentAuthorjhusak
      • CommentTime6 Nov 2011 21:11
       
      Pewnie skrócił brodę i wyłysiał.

      Jak my wszyscy. :p
      • 30:
         
        CommentAuthorAlex
      • CommentTime7 Nov 2011 02:11
       
      Hehe :D No ale dobra, my tu gadu gadu, a zdjęć nie ma...
      • 31: CommentAuthorRamos
      • CommentTime8 Nov 2011 07:11
       
      Tu dwa dodatkowe zdjęcia oraz art o tej giełdzie:
      ->link<-
      • 32: CommentAuthorRamos
      • CommentTime21 Nov 2011 17:11
       
      Czy giełda na Grzybowskiej powstała wcześniej niż giełda w Stodole? Która była pierwsza?
      • 33:
         
        CommentAuthorjhusak
      • CommentTime21 Nov 2011 17:11 zmieniony
       
      Zdecydowanie było tak:
      Giełda na Grzybowskiej miała być zamknięta - więc szukali lokalizacji. Ale miała i miała (budowa miała tam być), a ludzie częściowo zaczęli się przenosić na plac pod Stodołą (nowa lokalizacja), więc przez jakiś czas były dwie giełdy (ok. roku?) Następnie giełda na Grzybowskiej została zepchnięta na zaplecze (w kierunku ronda onz) bo dawny plac został ogrodzony, i finalnie zanikła, za to giełda pod Stodołą powoli rosła w siłę, ale to bardzo powoli.

      Część handlarzy przeniosło się spod Stodoły pod pasaż pod Chałubińskiego (Centralna Giełda Komputerowa) - trasa WZ, gdzie do dzisiaj mają sklepy.

      ----edit 2011-11-30----

      Z wywiadu z panem Niemyjskim:
      Ten temat sięga jeszcze giełdy w Stodole. Tam po raz pierwszy próbowałem zarobić kilka złotych. Pożyczyłem od kolegi telewizor marki Junost, zapakowałem sprzęt do plecaka i to wystarczyło aby rozpocząć działalność. Handel był na tyle dobry, że kupiłem telewizor Vela. Przerobiłem go tak aby można było podłączyć go do wyjścia monitorowego. Potem powstała giełda na Grzybowskiej.

      Hm. Już nie jestem pewien. Pamiętam, że jeździło się na dwie giełdy, parę razy byłem w Stodole. Ale która była najpierw - już nie jestem w stanie powiedzieć.
      • 34: CommentAuthors2325
      • CommentTime2 Jul 2013 08:07
       
      "Giełda działająca w każdą niedzielę na Grzegórzkach, koło Hali Targowej, posiadała tylko przeszłość i przyszłość i pozostawała wyzwolona z wszelkiej teraźniejszości. Przychodziłem tam odkąd pamiętam, wydawało mi się więc, że giełda istnieje od zawsze, jak Tatry i gołębie. Jej koniec (tak jak mój) również nigdy nie miał prawa nastąpić.

      Sprzedawano tam przedwojenne, tanie świeczniki o których marzyłem w wieku lat trzynastu, kiedy to ogłosiłem się satanistą pod wpływem muzyki metalowej. Były też papierośnice, pudła szachowe pełne poobijanych figur, okulary, znaczki pocztowe z Piłsudskim i Hitlerem, cudacznie powykrzywiane noże, dla których brakowało mięs i serów oraz wiele innych rzeczy pochodzących z czasów zamierzchłych. Gdy masz osiem, dziesięć, czternaście lat Hitler tkwi tam gdzie dinozaury, a ty czujesz, że będziesz trwał wiecznie, jak giełda pod Halą Targową.

      Prócz przeszłości próbowano pogonić i przyszłość. Komuna trzeszczała w posadach, a facet o twarzy bezlitosnego pastora rozkładał na stoisku zachodnie czasopisma pornograficzne. Jego kolega usadowiony pod murem hali, na ziemi, sprzedawał pojedyncze strony z niemieckich wydań Bravo i Popcornu. Selekcjonował je podług wykonawcy i wkładał w koszulki. Miał wszystko, od Sandry po Kinga Diamonda. Czasem pojawiały się gry elektroniczne z Rosji i Ameryki, chłopaczyna w dżins wbity, szarawy na pysku wymieniał filmy na kasetach video, ale miał ich niewiele i pewno długo nie pożył. Radosny blondyn, który został potem moim przyjacielem (jest nim do dziś) nagrywał płyty na kasety. Dawałem pieniądze, czystą taśmę i za tydzień dostawałem porcję muzyki. Radosny blondyn czasem nie nagrywał do końca, wyciszając w połowie ostatniej piosenki. Widocznie miał dużo zamówień. Ale był kimś szczególnym, Człowiekiem Który Miał Płyty, cieszył się szacunkiem i wybaczano mu wszystko.

      W pamięć, oczywiście, najgłębiej zapadało porno.
      Tak zwane świerszczyki budowały zręby pod erotyczną wyobraźnię. Prócz zdemoralizowanego pastora handlowali nimi i inni, sprzedawano zwłaszcza zeszyciki z Niemiec, pełne niezgrabnych ciał, wydrukowane na obrzydliwie śliskim papierze. No, ale wówczas każdy kawałek cycka się liczył. Najciekawiej wypadał obieg wtórny. Męty, drobni pijaczkowie traktowali te pisemka jako swoistą inwestycje. Kupowali i kupowali, żeby raptem sprzedać tę kolekcję hurtem, za ułamek ceny, na wódkę. Zawodowi handlarze świństewkami nie zawsze chcieli skupować te podejrzanie poplamione pisemka, więc żule zalazły inny sposób. Zwracały się do dzieci, takich jak ja. Zamiast komiksu, kasety, kilogram gołych bab z Hamburga. To się nazywało dorastanie. Co sprytniejsze brzdące usiłowały na tym zarobić, kupowały hurtem i sprzedawały po sztuce. Dwunastoletnie gnojki ze stoiskiem pełnym świerszczyków.

      Pamiętam takiego lepiej niż myślicie. Miał pod halą swój mikroskopijny interesik. Jego rodzicom niezbyt podobała się ta działalność i zawsze wpadali z niezapowiedzianą inspekcją. Gówniarz stał czujnie nad stosem pornosów, zerkał na boki i gdy tylko dostrzegł mamusię z ojcem, błyskawicznie pakował cały majdan, wykładał książki, komiksy i robił dobrą minę do złej gry.

      Pod Halą Targową w każdą niedzielę widywałem rzeczy z przeszłości, która odeszła na zawsze i przyszłości, której jeszcze nie było. Ale nie natknąłem się tam ani razu na nic teraźniejszego. Po teraźniejszość musiałem udać się gdzie indziej, pod budynek Elbudu.

      Tam, również w niedzielę, działała giełda elektroniki z prawdziwego zdarzenia, jedyna prawdziwa, skoncentrowana wyłącznie na teraz.

      Droga z tramwaju była wystarczająco długa bym zdołał wyżebrać bilet wstępu od kogoś, kto już opuszczał giełdę. Giełda dzieliła się najpierw na pięć, w późniejszym okresie na cztery wyraźne części. Wejścia bronili młodzi rozdający ulotki i jeśli pamięć mnie nie myli, od jednej z dziewczyn wziąłem dużo więcej niż kawałek papieru. Dalej, pod gołym niebem ustawiono stoliki. Po lewej znajdowało się wejście do budynku, gdzie handlowano grami i komputerami, po prawej mieścił się niewielki plac. Tam ludzie wymieniali się kasetami wideo, zupełnie za darmo. Każdy miał ich dziesięć w pudełku, oddawał stare i brał nowe, odwracając je napisem do dołu, na znak, żeby nikt nimi się nie interesował. Wkrótce plac zapełniono stolikami i tak z pięciu części giełdy zrobiono cztery. Część ostatnią dedykowano kasetom video sprzedawanym przez profesjonalnych piratów i rzeczom tajemniczym, w rodzaju części samochodowych i elektrycznych maszyn do pisania.

      Wkrótce kasety video zostały wyparte przez płytki, a przyjaciel który handlował dyskietkami na Amigę dzielnie sprzedawał pirackie cederki na peceta. Bardzo mu zazdrościłem. Posiadanie stoiska było nieosiągalnym marzeniem, a sama praca na takim podniosłaby mój status społeczny, że o szansie dorobienia w weekend nie wspomnę. Poza kilkukrotnym zastępstwem, pracą okazjonalną, nie dostąpiłem tego sukcesu i nie mogłem wspierać piractwa kiedy było to najbardziej potrzebne. Zadowoliłem się więc (musiałem się zadowolić) statusem obserwatora.

      Nie opuszczało mnie wrażenie, że giełda pod Elbudem jest najbardziej aktualnym miejsce w Krakowie, że całe miasto, być może cała Polska pozostaje w tyle za tym rajem pożytecznej przestępczości. Świeżynki filmowe były tu wcześniej niż w kinach i nikt nie kupował gier w sklepie. Pojawiały się najnowsze modele komputerów i konsol, a całe miejsce pulsowało niespokojnym życiem, jak serce wkurwione na krew, że tak opornie płynie.

      Widziałem fruwające stoliki i czujki podrywające się do biegu, żeby ostrzec handlarzy przed nalotem policji. Laliśmy się z chłopakami po pyskach, a w spokojne przedpołudnia popijaliśmy herbatkę z wódką, opowiadając świńskie żarty. Wódka była dość szczególnego autoramentu, przemycana z Rumunii i wlana w karton, a nie flaszeczkę. Szumiała niewinnie w głowie, żeby zaraz zwalić pijącego jednym mocnym ciosem. Przez jakiś czas handlowałem tą wódką. Sprzedawałem kolegom ze szkoły, roznosiłem po akademikach.
      Najpierw pirackie płytki z grami (interesowały mnie głównie one) leżały tak po prostu na stolikach.

      Działalność policji zmusiła handlarzy do sprytu. Płytki zastąpiono zafoliowanymi karteczkami, na których wydrukowano tytuły. Przy nich kręcił się jakiś chłopaczyna. Gdy zjawiał się klient, podlegał błyskawicznej ocenie. Dzieciak przyglądał mu się spode łba. Klient składał zamówienie i dzieciak znikał, by wkrótce powrócić z płytką. Klient przekazywał pieniądze. Transakcja odbywała się w milczeniu, na wysokości kieszeni.

      Zimą giełda (właściwie wszystkie trzy giełdy) przypominały obóz uchodźców. Stoiska ginęły w śniegu, wiatr wyginał parasole i porywał warstwy folii, którymi handlarze sprzętem usiłowali chronić swój dobytek. Zakapturzeni klienci brodzili w błocku, wysupływali banknoty czerwonymi dłońmi i tęsknie patrzyli na herbatę z wódką w plastykowych kubkach, pitą po drugiej stronie stołu.

      Porno uciekło z gazet na kasety i płytki, a ponieważ każdy reklamował swój towar jak mógł, niektóre stoiska nasuwały skojarzenia z reklamą przenośnych burdeli, jeśli kiedykolwiek istniało coś takiego. Porozklejano zafoliowane kadry z babą i chłopem, babą i babą, chłopem i chłopem oraz różnymi przedstawicielami świata ożywionego. Żeby było śmieszniej, handlarze pornografią bardzo często nic nie robili sobie z nalotów. Jako jedni z nielicznych mieli towar oryginalny i przeznaczony do legalnego rozpowszechniania.

      Z nalotów pamiętam głównie popłoch, w którym nie miałem powodu uczestniczyć. Byłem tylko klientem. Jeśli mnie pamięć nie myli, handlowcy mówili o dwóch rodzajach policyjnej interwencji. Przyjazd ekipy z Krakowa nie był specjalnie groźny. Wiedziano o nim wcześniej. Jego ofiarą padały płotki, ludzie najęci do roboty za parę złotych, ewentualnie właściciele pojedynczych stoisk. Sprzedawano ich, żeby policja mogła odnieść sukces odnotowany w lokalnych mediach.

      Czasami jednak zjawiała się Warszawa. Tego najazdu nie sposób było przewidzieć (albo raczej ja i moi znajomi nie mieli dostępu do tych, którzy przewidywali, giełdowej wierchuszki), następował nagle i wywoływał popłoch. Następnego tygodnia giełda wyglądała tak samo. Pojawiały się nowe stoliki i nowi ludzie, sprzedający to samo.

      Wydawało mi się, że giełda pod Elbudem będzie trwała wiecznie, tak jak ja planowałem być wiecznie młody.

      A przecież była skazana na klęskę choćby ze względu na złość jaką budziło jej istnienie u co poniektórych. Powiadają, że policja razem z działaczami na rzecz obrony praw autorskich przyczyniła się do jej zamknięcia, ale ja w to nie wierzę. Wolę inaczej. Jej teraźniejszość rozlała się na całą Polskę. Ludzie zaczęli kupować oryginalne gry i filmy, ewentualnie uzyskali stałe łącze i mogli je ściągać unikając w ten sposób nawet haraczu dla pirata, a komputer przestał być dobrem luksusowym. Tak to się skończyło.

      Tak to się skończyło, lub powinno skończyć, gdyż mieliśmy w Krakowie jeszcze trzecią giełdę. Działała na Bronowicach, w pobliżu pętli tramwajowej. Przeniesiono tam handlarzy spod Elbudu. Przestraszony i zasmucony poszukiwałem moich kolegów w tej nowej przestrzeni, a gdy ich znalazłem poczułem, że wydarzyło się coś niedobrego. Nie umiałem tego nazwać, dopiero teraz umiem. Giełda na Bronowicach nie posiadała teraźniejszości i przyszłości. Miała tylko przeszłość.

      Niby wszystko pozostało takie same. Wciąż sprzedawano filmy, gry, podzespoły, wciąż wlewaliśmy wódkę z kartonu do herbaty, a handlarze podrywali się przed nalotem jak podpalone gołębie. Przestrzeni było jakby więcej i stoliki latały częściej i wyżej, a ja zaczynałem rozumieć, ze mam do czynienia z niczym więcej, jak rozpaczliwą próbą ocalenia ginącego świata, elektronicznym skansenem, trupem wstrząsanym przed defibrylator, chorym, któremu nie przyjął się przeszczep.

      Powoli, giełda otwierała się na nowy towar, przez co upodabniała się do tej pierwszej. Sprzedawano telefony i części do telefonów, podróbki markowych ubrań i łańcuchy do kluczy. Jakaś babina spyliła mojemu przyjacielowi młodego rottweilera. Nieszczęsny mój ziomek uroił sobie, że pies doda stoisku niezbędnego prestiżu i rzeczywiście tak się działo. Bydle to o czarnym sercu zaczęło ujadać na klientów, do tego żarło za trzech, tylko najlepsze mięcho, w końcu skurczybyk pogryzł rękę która go karmiła i powędrował do nowego właściciela, być może – na inne stoisko.

      Giełda należała do świata, który odszedł.
      Sklep komputerowy był na każdym kroku, filmy potaniały jeszcze bardziej aż w końcu ludzie przestali je kupować. Mój przyjaciel, wciąż jasnowłosy, lecz już mniej radosny, stał osamotniony przy swoim stoisku. W końcu ktoś go sprzedał, tak jak sprzedaje się płyty, policja zabrała mu towar i mój przyjaciel przestał przyjeżdżać na giełdę. Wydaje mi się, że przyjął to z ulgą, podobnie jak wyrok w zawieszeniu.

      Wtedy przestałem przyjeżdżać na giełdę. Od wielu lat niczego tam nie kupiłem, ludzie zniknęli lub zostali wyrzuceni. Pamiętam ostatnią wizytę, te długie rzędy stołów i zaciętych gości za tymi stołami, poszarzone niebo i niski budynek na końcu, z bramą podobną do ust o wybitych zębach. Miałem wrażenie, że spaceruję wśród duchów, że zaraz zapieje kur i odeśle te cienie tam, gdzie ich miejsce, a stoliki, zapełnione kserowanymi okładkami filmów zamienią się w nagrobki. Wkrótce znikną i one. Być może już zniknęły. Tego jednak nie wiem."
      • 35:
         
        CommentAuthorMaW
      • CommentTime2 Jul 2013 08:07 zmieniony
       
      Źródło do cytatu od S2325: ->link<-
      • 36: CommentAuthormysiek
      • CommentTime7 Jul 2013 21:07
       
      Uff.. az mi się ciepło zrobiło. Niesamowite, piękne wspomnienia. W ogóle fajnie napisany tekst. Autor tekstu urodził się w 1977 - ja się urodziłem w 1973 i pewnie dlatego pamiętam jeszcze pierwszą (najlepszą wg. mnie) giełdę komputerową w Klubie Studenckim Karlik na ul. Reymonta (Miasteczko Studenckie).
      Ta giełda pod Elbudem (opisywana w tekście autora) miała być kontynuacją Karlika ale to już nie było to. Natomiast giełda Pod Halą Targową nigdy nie była giełdą elektroniczną - nazywała się raczej giełdą książkową i staroci.
      • 37: CommentAuthorpin
      • CommentTime7 Jul 2013 23:07 zmieniony
       
      @Mysiek - to być może wielokrotnie widywaliśmy się w czasach Karlika, czy poprzez Elbud ;)

      Pod Karlikiem przesiadywałem głównie na końcu sali u "Pawła" od Atari (i jego brat z komodą - goście z Żywca), Elbud, to głównie po wejściu w lewo i za schodami i kratą, po kolei: "Andrzej" z Atarką, piec, Lary, Zwierzaki z Amigą, Atari (Paweł), Komoda (Krzysiek), jeden osobnik znany z ogólnodostępnej prasy dot. Atari (nie powiem kto, ale w sumie piractwa komputerowego oficjalnie nie było, bo ustawa nie istniała :) ), Marian z komodą, i Braciszki z piecem ;) ... Wcześniej jeszcze thePink (forum atari.org.pl) z gościem z obecnej "Kuźni komputerowej" z ul. Piłsudzskiego. Wspaniałe czasy.
      • 38: CommentAuthorpin
      • CommentTime7 Jul 2013 23:07
       
      @S2325 - to Ty z Krakowa jesteś? ;)-
      • 39: CommentAuthorcalypso2k
      • CommentTime8 Jul 2013 09:07 zmieniony
       
      Tekst faktycznie, tak nacechowany emocjami, że aż poczułem zapach Elbudu :)
      Co do wizyt z poza Krakowa, to według moich informacji to raczej Katowice przyjeżdzały...
      Jeżeli mowa o "Andrzeju", który potem działał w tematach grzybowych, to często bywałem u niego na chacie, pooglądać różne rzeczy - kurde, my się wszyscy chyba z widzenia znamy :P
      • 40: CommentAuthors2325
      • CommentTime31 Jan 2014 17:01
       
      Artykuł o giełdzie ->link<-
      • 41: CommentAuthorJarkeczek
      • CommentTime31 Jan 2014 18:01
       
      Heh Kraków i Karlik. A ja mieszkałem właśnie w Karliku i okno wychodziło na placyk z giełdą. Kolega z pokoju pracował w Radiu Brzęczek i miał klucze między akademikiem a pomieszczeniami gdzie giełda była. Mieliśmy darmowy wstęp. To był rok ok 1987-88.
      • 42:
         
        CommentAuthorjhusak
      • CommentTime31 Jan 2014 23:01
       
      @pirx, a czy na trzecim od końca w środku to nie Paweł Bulkowski przypadkiem? Tego gościa po prawej dobrze kojarzę, a tego po lewej jakby też.
      • 43: CommentAuthorfaust
      • CommentTime1 Feb 2014 00:02
       
      Też z Krakowskich gield najmilej wspominam Karlika - wejscia na główny hol, czy jak to woli halę strzegła arcadowa buda Asteroids;)
      No cóż, caly czas liczę, że ktoś ma jakikolwiek materiał foto z tej pierwszej gieldy stricte komputerowej (chlopoki z opakowaniami kaset video zaczeli się pojawiać chyba dopiero pod koniec 87?).
      Bywalców pozdrawiam;P
      • 44: CommentAuthorguSTaw
      • CommentTime1 Feb 2014 06:02
       
      Ja też pamiętam giełdę pod Elbudem chociaż lepiej giełdy z Bielska-B. Kąpielisko Panorama lata 80 tu rządziło małe Atari i Blizzard(Hens, Faruga itp.),
      Bielskie Centrum Kultury(z jednej strony sali wybory miss Podbeskidzia w bikini z drugiej giełda:D), LO IV...głownie Amiga/PC początek lat 90/95
      Katowice Dom Związków Zawodowych czy też giełdy koło Spodka to ze względu na emigrację za softem na STka:D
      • 45: CommentAuthors2325
      • CommentTime8 Nov 2014 17:11
       
      trochę inne zdjęcia z Grzybowskiej ->link<-
      • 46: CommentAuthors2325
      • CommentTime19 Feb 2015 14:02
       
      • 47: CommentAuthors2325
      • CommentTime20 Jul 2015 17:07
       
      "Złote czasy giełd były przed ustawą o prawach autorskich,legalnie można było handlować piratami i nikt się z tym nie krył,w czasach,gdy normalką były dyskietki,były to skarbnice oprogramowania,na giełdzie można było nabyć każdy popularny program na Amigę,C64,Amos Pro ?-nie ma sprawy,Deluxe Paint-jest,Scala-jest,tak podorabiały się dzisiejsze sklepy,nikt nie ścigał za piraty,klientów było setki,gdy dziennie przyszło 200 osób a od nagrania brało się złotówkę (10000 starych zł),dwie (20000 starych zł),był to czysty interes,jeszcze dyskietki schodziły,teraz praktycznie giełdy są na wymarciu (strach przed niebieskimi i piracki soft)
      Giełda to nie tylko towar, to też ludzie. Często jedzie się tam, aby po prostu spotkać się, pogadać, załatwić coś po znajomości, a nie tylko kupić i wrócić. Dzięki takim innym odwiedzającym-znajomym można załatwić wiele usług, części, towarów. Ci, to tam przychodzą nieraz mogą nam więcej pomóc i zaoferować niż stojący za stolikiem. A znajomość raz zapunktowana się rozwija i przynosi coraz większe korzyści."
      • 48: CommentAuthorpin
      • CommentTime20 Jul 2015 17:07
       

      Jareczek:

      i miał klucze między akademikiem a pomieszczeniami gdzie giełda była. Mieliśmy darmowy wstęp. To był rok ok 1987-88.


      ... również mieliśmy dobrego znajomego z obsługi giełdy, też tamtędy wchodziliśmy. To na końcu sali za tymi dużymi głośnikami, które służyły zazwyczaj do wywalenia ludzi z giełdy na koniec ;)
      • 49: CommentAuthoras...
      • CommentTime21 Jul 2015 20:07
       


      ten kawałek wspaniale oddaje tamte czasy, giełdowe ….
      • 50: CommentAuthors2325
      • CommentTime24 Jul 2015 16:07 zmieniony
       
      "W zamierzchłych latach 80. cyfryzacja w Polsce stawiała pierwsze kroki. Nieliczne komputery można było nabyć tylko w specjalnych sklepach za tzw. walutę wymienialną. Nie były one zatem dobrem powszechnym. I wpierw nie było specjalnego zapotrzebowania na oprogramowanie.
      Polacy byli jednak głodni rozrywki „zgniłego zachodu” – wychodzących tam książek i filmów. W naszym kraju ukazywały się nieliczne tytuły, zwykle pisarzy „państw sprzymierzonych”. Z kinem było jeszcze gorzej, bowiem nieliczne filmy najczęściej wchodziły na ekrany z wielomiesięcznym, a nawet wieloletnim opóźnieniem. Magnetowidy dopiero się rozpowszechniały, a i nabycie takiego sprzętu wymagało posiadania waluty.
      (...) Komputerowe oprogramowanie stało o poziom wyżej od magnetowidu, jeśli chodzi o skomplikowanie. Nie dość, że trzeba było mieć drogi, trudny do dostania sprzęt, to na dodatek konieczny był dobry magnetofon, a najlepiej stacja dysków. Kłopotów było znacznie więcej, ale i komputery budziły silniejsze emocje niż książki i filmy. Stąd też w naturalny sposób fani tej zupełnie nowej i nieznanej szerzej technologii zaczęli spotykać się we własnym kręgu.
      A ponieważ mieli większe wymagania – choćby zapotrzebowanie na zasilanie swych komputerów – powoli przenosili się z bazarów i targowisk na giełdy, jak z czasem nazwano te spotkania. Giełda zaś to „organizowane w ustalonym miejscu i czasie spotkania handlowe”, nie „wydzielony teren przeznaczony do handlu, zazwyczaj na otwartej powierzchni”" ->link<-