atarionline.pl Przykłady kradzieży w czasopismach - Forum Atarum

Jeśli chcesz wziąć udział w dyskusjach na forum - zaloguj się. Jeżeli nie masz loginu - poproś o członkostwo.

  • :
  • :

Vanilla 1.1.4 jest produktem Lussumo. Więcej informacji: Dokumentacja, Forum.

    • 1:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime5 Nov 2023 zmieniony
     
    Już w latach 80. polskie czasopisma komputerowe trenowały nas, że oprogramowania nie powinno się kopiować, bo to zło jest. Artykułów o tym była masa, pewnie z czasem je sobie w tym wątku przytoczę. Nauczano, że gry powinny być z legalnych źródeł i basta, chociaż legalnych źródeł u nas praktycznie nie było, zachodnie firmy niczego tu nie sprzedawały, a ceny zachodnie były takie, że jedna gra kosztowała tutejszą miejscową pensję (równowartość 20-40 dolarów). No i nie było też szczegółowej regulacji prawnej odnośnie programów komputerowych (ogólne jak najbardziej były), a państwo zachęcało do kradzieży zachodnich rozwiązań i nie egzekwowało prawa autorskiego, przez co powszechne było wrażenie, że ochrony prawnej software nie ma. Ale było grono nazwisk bardzo cisnących po ludziach, często dzieciakach, które kopiowały oprogramowanie.

    Jednocześnie bez skrępowania i poczucia żenady te same czasopisma kopiowały drukowane materiały zachodnich czasopism i firm, które były prawnie chronione w sposób wyraźny i bez żadnych wówczas wątpliwości. I często w ogóle o tym nie informowały, nie podawały źródeł. Zresztą, co do softu, też nie składały samokrytyki, że publikują artykuły autorów, którzy opisywanych gier czy użytków w oryginale na oczy nie wiedzieli.

    Irytująca hipokryzja, z której zdałem sobie sprawę po latach, gdy od czasu do czasu, przeglądając jakieś stare zachodnie pisma, trafiam na oryginały rzeczy, które widziałem w Bajtku, Komputerze, Mikroklanie, Informiku, etc. Bo samo kopiowanie mnie nie oburza, bo takie były czasy biedy, ale właśnie ten rozdźwięk, że nam maluczkim wpajano jedno, a robiono coś przeciwnego.

    Jeden z takich przykładów podałem w "Grelu" w artykule o wirusach na Atari. Bajtkowy komiks o wirusach został skopiowany bez podania autora i źródła z magazynu "Time" z 1988 roku.

    Poniżej jeszcze jeden przykład. Copyrightowany materiał reklamowy firmy Maxell (znalazłem go w magazynie "Creative Computing" 11/1985) znalazł się na okładce "Informika" 4/1988. A w stopce redakcyjnej cała masa autorytetów - doktorów, docentów, inżynierów, magistrów i apologetów ochrony praw autorskich.... Nigdzie mowy o tym, jakie jest źródło zdjęcia, są tylko autorzy innych zdjęć.

    Pytanie do czytelników - macie jakieś inne przykłady takich kopii? W Bajtku ponoć mapy gier też bywały kradzione z Zzapa i innych o grach.
    • 2: CommentAuthorVLX
    • CommentTime5 Nov 2023
     
    W "Loading" na YT pokazując wydrukowaną w Bajtku mapę do jakiejś gry, często mówią skąd została zerżnięta. I jest tego sporo.
    • 3: CommentAuthorLt_Bri
    • CommentTime5 Nov 2023 zmieniony
     
    Zaraz ktoś zacznie „czasami”, sytuacją etc. to tłumaczyć.
    I tu taka drobna uwaga/przykład, J.K. Janowski publikował w dużo bardziej ponurym okresie niż dajmy na to taki major Słodowy, jednak w odróżnieniu tego drugiego jakoś nie miał problemów z podawaniem źródeł inspiracji...
    • 4:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime5 Nov 2023 zmieniony
     

    Lt_Bri:

    Zaraz ktoś zacznie „czasami”, sytuacją etc. to tłumaczyć.


    Jeżeli ktoś zacznie tłumaczyć, że takie były czasy i sytuacja, że się w PRL systemowo kopiowało bez zgody autora i ukrywało to, to stwierdzi tylko fakty, więc to nic złego. Zapewne chodziło Ci o usprawiedliwienie takiego postępowania.

    Przykład Słodowego zaciekawił mnie - możesz coś więcej?
    • 5: CommentAuthorLt_Bri
    • CommentTime5 Nov 2023
     
    Wszelkiej maści nagrania(a na pewno te z Tonpressu, Muzy czy innego Wifonu) od lat siedemdziesiątych miały informacje iż „wszelkie prawa...” etc.(gdzieś powinienem jeszcze mieć jakieś pojedyncze pronitówki z wcześniejszych dekad - i głowy nie dam czy też nie miały stosownych adnotacji).
    Same peerelowskie przepisy(podkreślam przepisy - a nie praktyka) odnośnie własności intelektualnej były skonstruowane w taki sposób, iż spokojnie mogłyby do dziś funkcjonować chroniąc oprogramowanie i co tam jeszcze by się nie pojawiło, a co nie było w nich wprost napisane.

    Ale zupełnie nie o tym chciałem napisać, tylko o fakcie zatajania pochodzenia różnych rzeczy- a w skrajnych przypadkach przypisywania ich autorstwa sobie.

    Tutaj idealną ilustracją jest podany przeze mnie powyżej przykład, no bo jeżeli taki Janowski mógł w „bardzo milutkich” czasach (współ)panowania Moczara w MSW, przyznawać się do hamerykańckich inspiracji, to czemu major Słodowy w dużo późniejszym okresie nawet się nie zająknął o pochodzeniu niektórych rozwiązań(bo z tego co pamiętam to chyba tylko ze dwa góra trzy razy na krajowych autorów się powoływał - min. Wojciechowskiego)?
    • 6:
       
      CommentAuthorgienekp
    • CommentTime5 Nov 2023
     
    Najlepsze to były teksty liczące straty. Dziwnie zakładano, że albo kupujesz pirata albo legal. Tylko nikt nie policzył, że sumarycznie w społeczeństwie nie ma tyle kasy, żeby to wszystko wykupić na legalu. :) Co niektóre firmy pokapowały się, że albo ludzie będą używać pirata albo w ogóle. A czasem dla firmy wygodniej było przywyczaić klienta na piracie, żeby potem jak się "dorobi" kupił legalnie. Bo piracka kopia jest integralną częścią wolnego rynku! Ilu z nas kupiło legal dopiero po 20 latach na jakimś gogu czy steamie, dla zasady "grałem, spłacam". A ilu z nas chciałoby kupić teraz legalnie produkty z przed 30 lat? W końcu w fizyce kwantowej przeszłość z przyszłością się miesza w sposób ciągły. ;)

    Kolejna ściema, to wmawianie młodym chłopakom, że kradzież programu to jak kradzież roweru. Tylko jakby ktoś wynalazł X-COPY co kopiuje rowery, czyli był jeden i nagle z niczego są dwa to raczej by mu Nobla dali a nie straszyli kryminałem. A potem przyszło nam się nauczyć, że rower możesz kupić i potem sprzedać koledze. Ale z programem już tego nie zrobisz. Duuużo potem EU zaczęło to prostować ale do dzisiaj, nie zawsze wiadomo co tam licencja ma pobazgrane. Czyli w zasadzie za co jest FakturaVat.

    Gdyby nie giełdy to nie byłoby takiego postępu. Chińczycy się do dziś tym nie przejmują. A u nas jedni robili profesury (Belwederskie!) na nie swoich tekstach z czasopism zagranicznych, po prostu tłumacząc i się pod tym podpisując. A innych gonili po giełdzie robiąc z nich przestępców.

    Dzisiaj na to inaczej patrzymy. Mamy wyszkolone oko na to gdzie jest ściema i hipokryzja. Nie mamy też litości względem robienia z nas piratów. Przykład, firma X wali mailem, że jest podejrzenie, iż studenci jadą na piratach. Szybka piłka, dajecie 30 licencji edu dla studentów, albo program X wylatuje z dydaktyki na lab i z materiałów wykładowych. Jak się wiją, jak kręcą... I free licencje są! A wtedy nie miał nas kto reprezentować. Nie miał kto walnąć pięścią w stół. No więc było jak było :)
    • 7: CommentAuthorVLX
    • CommentTime5 Nov 2023
     
    Tak jest przecież do dzisiaj, chociażby w oznajmianiu, ile budżet państwa "stracił" z tytułu nieopłacenia akcyzy z przemycanych papierosów lub alkoholu. Przyjmuje się przelicznik 1:1, że przemycony towar zostałby sprowadzony legalnie w tej samej ilości. Otóż nie zostałby. I budżet wcale "nie stracił", tylko "nie zyskał", a to różnica. "Stracił" oznacza przecież, że te pieniądze już były, tylko ktoś je zabrał. Ot, taki populizm.
    • 8:
       
      CommentAuthorgienekp
    • CommentTime5 Nov 2023 zmieniony
     
    Jak zerkniemy do tytułowych czasopism, to zauważymy podwójną moralność. Bo żeby wtedy wydać jakiegoś "Bajtka" to w zasadzie całą wiedzę trzeba było skopiować z zachodu. Nie ma problemu jak to jest na zasadzie cytatu. Wiadomo skąd źródło itd. Jednak często to wyglądało jakby "geniusz" wprost z niczego wyprodukował materiał. Z drugiej strony te same podmioty wzbudzały w czytelnikach ogromne poczucie winy. I absolutnie w żadnym artykule nie znajdziecie info, że oprócz pirata i kupna jest jeszcze opcja dostania free. Nie z litości czy jałmużny ale z czysto biznesowego wyrachowania. Jeżeli chcesz zarabiać na jakiejś technologii, to musisz ją wcisnąć na rynek wszelkimi metodami.

    Tymczasem, wtedy wiedzę z zachodu traktowano jak religię. Wiem, ale nie powiem skąd wiem i traktujcie mnie jak bóstwo. Stąd też pokusa zrobienia z cytatu własnego dzieła.
    • 9:
       
      CommentAuthorjhusak
    • CommentTime6 Nov 2023
     
    Poza tym, że do dzisiaj obowiązuje filozofia Kalego - wszędzie. Jak ja ukradnę Kalemu, to zły uczynek. A jak Kali mi, to dobry uczynek. I nie ważne kim/czym jest Kali, właściwie to jest we wszystkich otaczających mnie organizacjach i instytucjach.
  1.  
    Tytuł posta o przykładach kradzieży w czasopismach to klickbait?
    • 11:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime6 Nov 2023 zmieniony
     
    Nie, to nawiązanie do słów, które w tych czasopismach mogliśmy przeczytać, że kopiowanie to kradzież. Skoro tak uważali, to nazywajmy ich działania według ich standardów - kradzież.

    Tu kolejny przykład. Tak mi się rzuciło w oczy, że pierwszy numer Informika 1/1987 ma na okładce bardzo podobne roboty do tych wyżej. I rzeczywiście, krótki research objawił oryginał, że to też jedna z reklam Maxella. Tu jednak ciekawostka. W numerze jest informacja o tym zdjęciu. Brzmi tak: "zdjęcia w numerze (...) ze zbiorów redakcji". Pięknie można wybrnąć, prawda? :D
    • 12: CommentAuthorjakubd
    • CommentTime6 Nov 2023
     
    Fajne by było poszukanie info o tej kampanii Maxella, tak na boku, bo to fajne grafiki są.
    • 13: CommentAuthorLt_Bri
    • CommentTime6 Nov 2023
     
    -->jakubd, odrobinkę tut znajdziesz:

    ->link<-
    • 14:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime6 Nov 2023 zmieniony
     
    Lt_Bri - dzięki za link, ciekawa historia, a przy okazji jest tam trzecia reklama Maxella z Byte 12/1987, którą tym razem ukradł Bajtek na okładkę 6/1989. Jak również zauważył autor artykułu, żadnej informacji o autorze i źródle, a nawet nieco zamazane logo Maxell.
    • 15:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime6 Nov 2023 zmieniony
     
    I jeszcze wzmiankowany przeze mnie mikro-komiks z Bajtka 11/1988, który oryginalnie zamieszczony był w Time z 26/9/1988. Wrzucam tu tylko fragment, choć oczywiście całość została skradziona, bez żadnej informacji o źródle i autorze (Gary Hallgren). Jakość barw w Bajtku znacznie gorsza.
    • 16:
       
      CommentAuthorGeorge
    • CommentTime7 Nov 2023
     
    To jest ciekawy temat!
    Kojarzy mi się z "ostatnią" gorącą dyskusją na AOL o pewnej aktorce w negliżu.
    Jestem przekonany, że okładka z nią w pewnym polskim czasopismie też była skombinowana bez wiedzy autorów czy posiadaczy praw do niego.
    • 17: CommentAuthortebe
    • CommentTime7 Nov 2023
     
    bicie piany, w odległej przyszłości dziękie znacznemu postępowi technologii, badania papieru na którym były drukowane czasopisma wykażą obecność pierwiastów promieniotwórczych co będzie mogło tłumaczyć wpływ czytania ówczesnej prasy na uzależnienie od sprzętów retro

    kiedyś w USA badania wykazały wzrost przestępczości związany ze spalaniem benzyny ołowiowej

    ->link<-
    • 18: CommentAuthorRocky
    • CommentTime7 Nov 2023
     
    Przestańcie z tą kradzieżą.. To bezmyślnie powielane słowo niezgodne z faktem, stosowane chyba tylko w celu wzmocnienia przekazu łamania praw autorskich..
    Kradzież jest wtedy, kiedy właściciel traci jakąś rzecz, wartość.
    W przypadku skopiowania, powielenia mamy do czynienia z łamaniem praw autorskich.. i na to są osobne paragrafy.

    Jest też różnica, czy łamiemy prawa autorskie na swój użytek, czy robimy z tego biznes, sprzedając kopie za ułamek ceny oryginału.

    Redaktorzy czasopism w tamtych czasach nie widzieli niczego złego w skopiowaniu jakiegoś atrakcyjnego obrazka z reklamy, zwłaszcza, że ten proceder raczej nie zaszkodził firmie (tu maxell) w najmniejszym stopniu.. choć zgadzam się, że należało o tym wspomnieć, dla porządku.

    Co do programów to rodzący się polski przemysł gamingowy dość mocno odczuwał skutki bezrefleksyjnego powielania ich produktów na giełdach komputerowych.. stąd nawoływanie do zakupów w legalnych źródłach... takie czasy..

    Z innej strony dzięki piractwu wiele programów zostało zauważonych i docenionych, spopularyzowanych co finalnie przełożyło się na sukces finansowy firmy... daleko nie szukać.. M$.
    • 19: CommentAuthorbartgo
    • CommentTime7 Nov 2023
     
    Myślę, że ciekawy jest tu element "odbrązawiania" starych polskich czasopism i książek "komputerowych".

    Wiele artefaktów, które naiwnie traktowaliśmy jako mądre, oryginalne czy innowacyjne wcale takie nie były. Naprawdę innowacyjne rozwiązania często się nie przebiły. Żyjemy w kraju który nie wspierał systemowo innowacyjności.


    Ostatnio był gdzieś artykuł że wnioski o kasę do PARP były masowo utrącane bo ludzie zgłaszają plagiaty, nie umieją napisać wniosku, zgłaszają bzdety itp.

    Problem we współpracy biznesu z edukacją. Ludzie który edukowali (może nadal to robią?) często mieli średnie kwalifikacje, słabo weryfikowane.

    Chyba.
    • 20:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime7 Nov 2023
     
    Bartgo - celna uwaga o braku wsparcia innowacyjności. Można by nawet rzec, że systemowo hamowano innowacyjność, bo zwiększało to koszty bez widocznych, szybkich rezultatów. A socjalistyczna gospodraka i tak nie dawała rady.

    Rocky - pełna zgoda z opinią o kradzieży, do lat prowadzę krucjatę w tej sprawie, choćby w tym wątku od 2009 roku: ->link<-

    Z jedną tylko wypowiedzią się nie zgodzę:

    Rocky:

    Redaktorzy czasopism w tamtych czasach nie widzieli niczego złego w skopiowaniu jakiegoś atrakcyjnego obrazka z reklamy, zwłaszcza, że ten proceder raczej nie zaszkodził firmie (tu maxell) w najmniejszym stopniu.. choć zgadzam się, że należało o tym wspomnieć, dla porządku.


    Tu nie chodzi tylko o kopiowanie obrazka z reklamy, ale również map do gier, zdjęć, elementów graficznych takich jak powyższy komiks, fragmentów tekstów, etc. Inaczej niż w przypadku programów komputerowych, prawo do użycia materiałów drukowanych było jasno określone i nie było wątpliwości, co redakcje MUSZĄ zrobić. A tego nie robiły.
    • 21:
       
      CommentAuthorCOR/ira4
    • CommentTime16 Nov 2023
     
    ...tak źle i tak nie dobrze, może dobrze by było gdyby takich praw nie było, powiedzmy na wzór Chin- po prostu dobra wspólne.

    Po dziś dzień autorzy niektórych gier z A8 np: " Magic Dimension" mocno się wkurzają gdy ktoś nawet w filmie zamieści ich grę.
    • 22: CommentAuthorbartgo
    • CommentTime16 Nov 2023 zmieniony
     
    Jan Ruszczyc, "Poznajemy Forth", przykłady nieoznaczonych cytatów.

    JR:

    "Wszystkie dotychczas zdefiniowane słowa składają się na nieduży edytor liniowo-stronicowy w tym znaczeniu, że podstawową jednostką, którą można zmienić, jest pełna linia
    tekstu. Następne słowa rozszerzają możliwości: pozwalają dokonywać zmian w samej linii. Wykorzystuje się tu zmienną R# zawierającą pozycję kursora wskazującego następny znak w linii. Pierwsze cztery słowa mają charakter pomocniczy i służą do zdefiniowania następnych.

    [5] z bibliografii.

    All the words presented above together go to make up a small line/page editor, in the sense that the basic object that can be modified is the line of text. The words that we shall now examine allow us to work with the line itself at the character string level. The variable R# contains a cursor pointing to the next character that can be reached by the string editor. The first two words to be defined are the ones that enable a string to be found in a section of text, with the cursor moving as required.

    Inny przykład.

    JR:

    "Sercem algorytmu jest PRZYGOTOWANIE. Wykonuje ono następujące czynności:
    - kasuje wszystkie elementy siatki;
    - w stosunku do każdego elementu wyodrębnia kwadrat 3 na 3
    otaczających go komórek, biorąc także pod uwagę sąsiedztwo
    brzegu pola gry;
    - oblicza sumę wszystkich elementów w kwadracie otaczających
    pól w pokoleniu N mających wartość 1,3 lub 5, czyli
    nieparzystych:
    - usuwa 1, jeżeli badany element istnieje w pokoleniu N;
    - koduje odpowiednią wartość rozpatrywanego elementu.
    Pomocnicze słowo WERYFIKACJA na podstawie liczby sąsiadów w
    pokoleniu N określa przyszłość komórki w pokoleniu N+1.

    [5]:

    The word GENERATE forms the heart of the algorithm. It can be divided up into several functional blocks.
    1. Clear all the elements in the grid.
    2. In the case of each element, isolate the 3*3 sub-grid that surrounds it, taking into account any contact with the bounds of the grid.
    3. Total all elements present in this sub-grid in generation N whose value is 1, 3 or 5; that is, those whose least significant bit is set.
    4. Take away 1 if the element under examination exists in generation N.
    5. As a consequence encode the value of the element in question.


    Dotyczy to chyba głównie rozdziału 12 z aplikacjami ale sprawa bolesna. Wstęp do tego rozdziału to:

    "Kilka stosunkowo prostych programów zamieszczonych w
    tym rozdziale może być pomocnych w nabyciu praktycznej
    umiejętności samodzielnego programowania w FORTH. Źródłem
    inspiracji do większości programów były prace [3] i [5] , przy
    czym propozycje w nich zawarte zostały przetworzone i opatrzone
    własnym komentarzem.

    Na podobniej zasadzie mnie inspiruje piosenka zespołu U2 i wymyśliłem taką zainspirowaną, prawda że fajna:
    "Chcę biec, chcę się schować, chcę zburzyć mury za którymi zostałem uwięziony".

    Eeeech....
    • 23:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime29 Nov 2023 zmieniony
     
    Try2Emu na fejsbuku wrzucił kolejny przykład, oryginał: Satellitte TV Europe, kopia: Bajtek i ponoć jeszcze jakieś pismo. Też mi się wydaje, że to gdzieś było... AudioVideo?
    • 24: CommentAuthorkraczaj
    • CommentTime29 Nov 2023
     
    Myślę, że nie jest za późno, żeby donieść oryginalnym autorom. Może jeszcze żyje ktoś, kogo można pozwać?
    • 25:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime29 Nov 2023
     
    kraczej - to do dzieła! :)

    Obawiam się jednak, że będziesz nieskuteczny. Roszczenia z praw autorskich przedawniają się co prawda w różnych krajach w różnych terminach, ale zazwyczaj po kilku latach i jest wiele lat za późno. Zresztą, już w starych czasach nie miało to sensu, bo przed komunistycznymi sądami zachodni "krwiopijcy" zapewne nic by nie uzyskali, a gdyby nawet uzyskali cokolwiek, to w kwotach PRL-owskich, więc dla posperujących firm czy pism zachodnich byłyby to nawet nie grosze.

    A teraz nie chodzi o to, by kogokolwiek ścigać, ale poznać prawdę, jak to naprawdę było, bo to jest ciekawe. A było tak, że pouczano czytelników o "kradzieży" oprogramowania, a jednocześnie samemu dokonywano "kradzieży" materiałów prasowych.
    • 26:
       
      CommentAuthorBca
    • CommentTime30 Nov 2023 zmieniony
     
    To chyba jednak nie jest stacja diagnostyczna mikrofalówek
    Zobacz tu:
    ->link<-


    • 27:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime30 Nov 2023
     
    Dobre znalezisko BCA.
    • 28: CommentAuthorbartgo
    • CommentTime30 Nov 2023
     
    Mistrzowskie są te artefakty skanowania w Bajtku, ziarno i paski :D
    • 29: CommentAuthortakron27
    • CommentTime30 Nov 2023
     
    ;-P skan? może raczej kopia, skitrana pośród bibuły i innych xiążek n-tego obiegu, przemycona przez granicę pod siedzeniem malucha. a co z tym kserem zrobiła potem ludowa słuszna drukarnia, to już historia na pogaduchy na styropianie..
    • 30: CommentAuthorfaust
    • CommentTime2 Dec 2023
     
    Lol... Takie dziwne bicie piany, a skad mieli brać materiały w latach osiemdziesiątych? Komu mieli zlecić zrobienie podobnych materiałów? Mowa o latach osiemdziesiątych... to i tak cud boski, że Bajtki były drukowane w ofsecie (po 85) i na znośnym papierze.
    Prościej i skuteczniej było zrobić fotokopie z dobrze opracowanych materiałów ukazujących się w prasie zachodniej.

    W wypadku Bajtka głównym źródłem był amerykański magazyn Byte (przynajmniej do 88 roku) - to z niego pochodzi materiał do okładki pokazanej powyżej.

    Jednorazowo pojawiła się również okładka zaczerpnięta z franuskiego TILT (Bajtek 9/86, ale być może za ich zgodą, bo rok później ukazuje się wywiad z Denisem Schererem - jednym z redaktorów TILTU) i jeszcze jedna z numer 3-4, która śmierci mi fotokopią jakieś publikacji niemieckiej.
    Do grubszych przewinień Bajtka na pewno należą numery z 1987 r., które w zasadzie bazują całkowicie na Byte (okładka, material wewnętrzny).
    Co do materiałów z gier, zwłaszcza tyczy się to rozkładówek - w dużej, naprawdę dużej mierze mamy do czynienia z hybrydą - przerysowana mapa z zachodniego tytułu, bądź fotokopia tejże i dorzucone tło przygotowane własnymi siłami - prawdopodobnie pani Rozkowszkiej a później przez osoby zewnętrzne. Efekt był taki jaki był - dość psychodeliczny, jednak akceptowalny.
    W sumie tylko dwie, może trzy mapy z okresu 85-87 były dokładną kopią tego, co ukazało się na zachodzie - osławiony TirNaNog, Fairlight i Wizard's Lair - w innych przypadkach były to mapy przerysowane (Ghost'n'Goblins, Movie) ale nie całkowite fotokopie. Trudno więc powiedzieć, że była to zrzynka zawsze i wszędzie, i na maksa. Nawiasem mówiąc, dla mnie najbardziej rozczarowująca dla mnie, po latach, była praca p. Stawickiego do gry Exolon - powodująca opad szczeny, rewelacyjna grafika okazała się przerysowaną postacią z okładki CVG ale... nie trafiłem na dokładnie ten sam materiał, który pokazywał kolejne komnaty w tej strzelance - więc zapewne był inspirowany, ale narysowany na nowo.


    Jestem święcie przekonany, że okradzeni byli wybitnie zadowoleni z tego, co robił Bajtek.

    Dlaczego? Nawet wrzucona powyżej grafika pochodzi z reklamy... tak samo jak np. okładka 5/1987, w środku materiał ilustrujący lub mówiąc inaczej "zapchajdziury" to najczęściej fotokopie (nie skany jak niektórym się wydaje, ale robiło się fotografie magazynu a dopiero potem z tego wyciągi, że przy okazji drukarnia dowalała swoje to musiało być i ziarno, i piaski). Skład nawet tak dużych tytułów w tamtych czasach wyglądał mniej więcej tak samo - typograf składał tekst i bookował na kolumnach miejsce na zdjęcia, które dopiero później były dopasowywane - stąd też czasami dziwne niedopasowania fotografii np. do ramki).
    Wróćmy do clue - marketingowcy po prostu zacierali ręcę widząc swoje produkty, na pierwszej stronie magazynu w kraju, w którym oficjalnie nic nie sprzedawali, a nawet jeśli to przez firmy trzecie:). Osławione okładki Bajtka ze zdjęciami z kampanii Maxwella są doskonałym tego przykładem (nomen omen to Bajtek kopiował Informika).

    Powoli dochodzimy do wolty dotyczącej piractwa i dysonansu - zawartość i stanowisko antypirackie.

    Nie, publikacje w latach osiemdziesiątych antypirackie nie były przykładem podwójnych standardów - były po prostu stwierdzeniem faktu, że nikt z zachodu nie był poważniej zainteresowany lokowaniem produktów w Polsce.

    I nie chodzi o rynek gier, bo nawet na zachodzie gry były piracone równie dobrze jak w Polsce (na początku giełdziarze kopiowali od siebie, << potem z zachodu zamawiali złamany soft, który albo ktoś przywoził a pod koniec ściągano go z BBS'ów >>, ale jako ciekawostkę można również odnotować, że był okres, w którym nasi specjaliści łamali zabezpieczenia i odsyłali na zachód złamane produkcje). Bardziej istotny był rynek biznesowy - aplikacje, na których zarabiało się pieniądze. Kto zainwestuje całkiem pokaźne w sumy w produkcję na kraj, w którym w dniu premiery będzie można zakupić go na giełdzie komputerowej - a nabywcą nie będzie Kowalski, tylko np. biuro architektoniczne, ośrodek badawczy czy placówka banku (of course jeśli ich działalność pozwalała na uniwersalne oprogramowanie - oprogramowanie dedykowane pisało się na miejscu).
    Stąd warto odnotować, że jakiekolwiek lokalizacje na Polskę praktycznie nieistniały to 93 roku - np. w wypadku składu komputerowego - polskie dzielenie do Ventury pisała polska firma, nie mająca nawet błogosławieństwa od Xeroxa, to samo tyczy się QuarkXPress (oba programy do składu były np. wykorzystywane przez Gazetę Wyborczą, ale też inne duże tytuły w Polsce w latach 90 były składane na tym oprogramowaniu).
    Dlaczego był to problem dla osób związanych z edukacją informatyczną (bo tak należy w sumie patrzeć na Bajtka z tamtego okresu), po prostu im tytuł był starszy, im bardziej czuł się mocny tym bardziej chciało się np. oficjalnie rozmawiać z firmami zachodnimi, prosić o materiały i informacje bezpośrednio ze źródła, a nie jak często bywało pisać z głowy (vide recenzje gier) lub korzystając z opracowań z prasy zachodniej. Tylko tu się pojawiał palący problem - jak traktować kogoś kto pochodzi z kraju, w którym można było skopiować wszystko i wykorzystać go w dowolnym celu? Jaki można mieć zysk i jakiego odbiorcę w Polsce, w której nie ma postawowych regulacji prawnych.

    Stąd po mniej więcej dwóch latach działalności Bajtka dość silna tendencja antypiracka - coś trzeba było zrobić z tym tematem a jak wiem nawet po sobie, był to cholernie niewdzięczny temat w kraju, w którym komputerowcy byli wychowanie przez giełdy komputerowe i soft za grosze (no prawie;)). A jak pisałem wcześniej - Bajtek wziął sobie za zadanie wychować pokolenie informatyczne, więc musiał być antypiracki - nie miał innego wyjścia.
    • 31:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime2 Dec 2023 zmieniony
     
    Cieszę się, że dorzuciłeś Faust głos do dyskusji. To dysktujmy! :D

    faust:

    a skad mieli brać materiały w latach osiemdziesiątych? Komu mieli zlecić zrobienie podobnych materiałów? Mowa o latach osiemdziesiątych...


    A skąd wszystkie inne polskie pisma niekomputerowe brały zdjęcia? Normalnie, od fotografów. Było ich zatrzęsienie i żadną sztuką nie było załatwić sobie kogoś, kto sfotografuje sprzęt, zrobi jakiś "układ choreograficzny", etc. A płacili fotografom grosze, więc przy nakładach jakie miał np. Bajtek - 200 tysięcy egz. - to opłata za zdjęcia to byłoby nic. Tak samo była masa plastyków, grafików, etc., kosztujących grosze. Nie było ŻADNYCH przeszkód, żeby zlecać im pracę. I czasami te pisma to robiły, np. Komputer - Kakietowi, Przegląd Techniczny - Stryjeckiemu, Bajtek - Podulce (tylko przez chwilę). Nie usprawiedliwiaj kradzieży tym, że się nie dało inaczej, bo się dało.

    PS. I to było charakterystyczne dla Polski, bo jakoś jugosławiańskie, radzieckie, niemieckie, czechosłowackie pisma potrafiły mieć okładki robione własnymi siłami.

    faust:

    Jestem święcie przekonany, że okradzeni byli wybitnie zadowoleni z tego, co robił Bajtek. Dlaczego? Nawet wrzucona powyżej grafika pochodzi z reklamy...


    Tylko, że te grafiki są pozbawione nazw firm/produktów, bo są specjalnie tak kadrowane, żeby je ukryć, więc z czego niby mieliby być zadowoleni marketingowcy? Że nikt z czytelników nie wie, że to materiały ich firmy? Że nikt nie kojarzy marki Maxwell czy IBM, bo ucięte? Dlatego nie trafia do mnie argument, że "zacierali ręcę", nawet wątpię, żeby wiedzieli, że takie rzeczy się dzieją.

    faust:

    Stąd warto odnotować, że jakiekolwiek lokalizacje na Polskę praktycznie nieistniały to 93 roku


    Oczywiście, że istniały, np. robili to Computer Studio Kajkowscy, Studio 3N, etc. Co więcej, powstawały wybitne polskie programy jak Bizon. Branża była raczkująca, ale jakoś giełda im nie szkodziła. A wręcz przeciwnie, giełda była niskokosztowych kanałem dystrybucji ich softu, zapoznawania klientów i uzależniania ich od swoich programów. Wychowane na danym programie programie dzieciaki i początkujący przedsiębiorcy po dorobieniu się i tak kupowali legalne licencje gier i użytków, bo dostawali w ten sposób dokumentację, support, etc. A bogatsi przedsiębiorcy, tak jak przytoczona przez Ciebie Agora, od razu kupowali oryginały i na giełdzie nawet ich nie widziałeś.

    faust:

    I nie chodzi o rynek gier, bo nawet na zachodzie gry były piracone równie dobrze jak w Polsce


    Oczywiście, że rynek gier też jest biznesowy, bo się na nim robi duży biznes. Nie wiem, skąd to lekceważenie rynku, który już w latach 80. przynosił miliardy dolarów.

    faust:

    Bardziej istotny był rynek biznesowy - aplikacje, na których zarabiało się pieniądze. Kto zainwestuje całkiem pokaźne w sumy w produkcję na kraj, w którym w dniu premiery będzie można zakupić go na giełdzie komputerowej - a nabywcą nie będzie Kowalski, tylko np. biuro architektoniczne, ośrodek badawczy czy placówka banku (of course jeśli ich działalność pozwalała na uniwersalne oprogramowanie - oprogramowanie dedykowane pisało się na miejscu).


    Dzisiaj też można ściągnąć sobie piraty dowolnego oprogramowania i co z tego? Naprawdę myślisz, że to niedostępność programów na giełdzie powoduje, że takie firmy jak przytoczona przez Ciebie Agora czy biuro architektoniczne, zdecydowały się nie kupować na giełdzie tylko u producenta? Jeżeli ktoś zakupuje soft to wie, że koszt zakupu licencji to jest ułamek kosztów, którego gros stanowią wdrożenie i przeszkolenie, których u pirata nie kupisz.

    Poza tym, zagubiłeś w odpowiedzi główny zarzut, bo nie jest nim antypirackość Bajtka i innych gazet. One sobie mogły być antypirackie, jeśli taka była ich wola. Zarzutem, przynajmniej moim, jest to, że będąc antypirackim, sami piracili. I nie chodzi o dobra komputerowe, które były średnio uregulowane prawnie, tylko dobra drukarsko-wydawnicze, które były dobrze uregulowane prawnie.

    Twoją wypowiedź rozumiem tak: musieli być antypiraccy i musieli piracić. Moje zdanie jest inne, ani nie musieli być antypiraccy, ani nie musieli piracić :D
    • 32:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime2 Dec 2023 zmieniony
     
    Jeszcze uściślę jedną rzecz - oczywiście nie chodzi o wszystkie polskie pisma komputerowe. Na przykład Informatyka niczego nie piraciła, bo nie mieli w ogóle ilustracji :). A poważniej - z popularnych pism podam przykład równie popularnego jak Bajtek pisma Komputer - okładki mieli własne (nie mam tylko pewności co do pierwszej okładki, bo nie jest podpisana, ale od drugiego numeru kierownikiem artystycznym był Stefan Szczypka i wszystkie okładki są oryginalne). A więc można było nie piracić.

    Komputer z lat 80. jest doskonałym przykładem, że można było być antypirackim, a jednocześnie samemu nie piracić. Oto trzy przykłady różnych technik wykonania okładki: zaaranżowane zdjęcie, grafika rysowana ręcznie oraz grafika komputerowa. Wszystkie z okresu PRL, lata 80, tak jak Bajtek. Więc nie jest też tak, że nie dało się technicznie. I to są świetne, artystyczne prace, znacznie lepsze niż te pocięte reklamy w Bajtku czy Informiku!
  2.  
    Może być jeszcze jedno wytłumaczenie części takich przypadków...

    Nie podam już dokładnie dat, ale kiedyś to sprawdzałem. Zmieniało się podejście do praw autorskich. W dawnych czasach w wielu krajach (w tym w Polsce) obowiązywała zasada, że by dzieło było chronione prawami autorskimi musi być napis typu "wszelkie prawa zastrzeżone", "copyright" itd. Jeśli tego nie było, to oznaczało, że posiadacz praw autorskich, zwykle twórca, nie ma nic przeciwko kopiowaniu materiałów. Dopiero później wprowadzono jakąś międzynarodową konwencję i coraz więcej krajów zaczęło wprowadzać zasadę, że ochrona praw autorskich obowiązuje by default, czyli nie musi być żadnych napisów itd.

    Jeśli więc i czasopismo zagraniczne, i czasopismo polskie korzystało z tego samego trzeciego źródła, które nie zastrzegło copyright, to oba czasopisma mogły wykorzystać dany program, grafikę itp. bez naruszania prawa.

    Dziś mamy w drugą stronę, jak autor nie chce korzystać z praw autorskich, to oświadcza, że utwór jest public domain lub ustala dla niego podobną licencję.

    Oczywiście na pewno jawne kradzieże też były...
    • 34:
       
      CommentAuthorBca
    • CommentTime17 Dec 2023
     
    ->link<-

    Możliwe że grafiki były w public domain ...
    Tu Bajtek z 86' i publikacja z 92'
    • 35:
       
      CommentAuthorCOR/ira4
    • CommentTime18 Dec 2023 zmieniony
     
    Podam przykład może nie tyle kradzieży co lekkiego oszustwa.

    Często opisy gier do kupienia reklamowane na ostatnich stronach czasopism mocno wprowadzały w błąd, dla przykładu opis gry Jaffar który mówił wprost że mamy do czynienia z Prince of Persja dla Atari ! Jak głupi gnałem na miasto szukając owego tytułu, znalazłem ! ale po długim czasie ładowania dającym cień nadziei był już tylko zawód, zawód spowodowany owym opisem, sama gra nie była najgorsza, ale obok Prince of Persja to nawet nie stała, całkiem inny rodzaj gry osadzonej w odrobinę podobnym klimacie.
    • 36:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime21 Dec 2023
     
    Irata - to nie jest na temat tego wątku. Jeżeli nie zrozumiałeś lub znów nie przeczytałeś co komentujesz, to z chęcią wyjaśnię: to jest wątek o naruszeniach praw autorskich przez redakcje polskich czasopism. Twoją wypowiedź przeniosłem tu: ->link<-
    • 37:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime21 Dec 2023 zmieniony
     

    itguyinaction:

    Nie podam już dokładnie dat, ale kiedyś to sprawdzałem. Zmieniało się podejście do praw autorskich. (...) Dopiero później wprowadzono jakąś międzynarodową konwencję (...)


    Zapewne chodzi Ci o Konwencję Berneńską z 1886 roku (Polska przystąpiła w 1934) albo o o Powszechną Konwencję o Prawie Autorskim z 1952 roku (Polska przystąpiła w 1977). Obie umowy służyły głównie do określenia traktowania dzieł zagranicznych u nas i naszych dzieł krajowych za granicą.

    Oczywiście mieliśmy w Polsce też własne przepisy (pierwsza ustawa o prawach autorskich - 1926, potem komunistyczna z 1952 i oczywiście ta ostatnia z 1994). No i dziesiątki nowelizacji.

    Tak, prawa autorskie to całkiem świeży "wynalazek", jeżeli patrzymy na historię ludzkości.

    itguyinaction:

    W dawnych czasach w wielu krajach (w tym w Polsce) obowiązywała zasada, że by dzieło było chronione prawami autorskimi musi być napis typu "wszelkie prawa zastrzeżone", "copyright" itd. Jeśli tego nie było, to oznaczało, że posiadacz praw autorskich, zwykle twórca, nie ma nic przeciwko kopiowaniu materiałów.


    "W dawnych czasach" to nie było żadnej ochrony i każdy mógł wydać dzieła Homera, wystawić sztukę Szekspira, etc. Nie zgodzę się jednak z opinią, że jak nie było oznakowania to "autor nie miał nic przeciwko kopiowaniu". Nie tyle nie miał nic przeciwko, co nie miał żadnego wpływu na kopiowanie jego dzieła, szczególnie w innym kraju. Stąd zresztą wzięły się obie te międzynarodowe umowy, że autorzy (przynajmniej niektórzy) się nie zgadzali z taką sytuacją i chcieli jakoś tę ochronę uzyskać.

    Z tym, że ostatni taki wymóg znakowania, o ile dobrze pamiętam, pojawił się w 1971 roku i został zlikwidowany zmianą w Konwencji Berneńskiej w 1979* roku, więc nie mógł dotyczyć Bajtka i innych czasopism, które powstały w latach 1985,86 i dalszych. Przypominam też, że te redakcje tworzyli, a pisma prowadzili nie amatorzy tylko zawodowi, zarejestrowani dziennikarze (bo nie można było wówczas inaczej), których obowiązywała znajomość prawa dotycząca ich działalności prasowej.

    itguyinaction:

    Jeśli więc i czasopismo zagraniczne, i czasopismo polskie korzystało z tego samego trzeciego źródła, które nie zastrzegło copyright, to oba czasopisma mogły wykorzystać dany program, grafikę itp. bez naruszania prawa.


    Tak, mogło się tak zdarzyć w przypadku materiałów nieznakowanych, ale do 1979 roku. Dlatego powszechną wówczas praktyką było sygnowanie (c).

    *polecam książkę Błeszyńskiego z 1979 "Konwencja berneńska a polskie prawo autorskie", ewentualnie tego samego autora "Prawo autorskie" z 1985.
    • 38:
       
      CommentAuthorCOR/ira4
    • CommentTime21 Dec 2023 zmieniony
     
    @kaz ja doskonale wiem o czym piszecie, zaznaczyłem też że podaję nieco inny przykład, temat o którym mowa nie jest mi obcy, ale tu widzę że robisz za znafce* winc po co mam się wtrącać, staram się mało udzielać bo nie widzę takiej potrzeby a mimo to i tak szukasz dziury. W niektórych państwach w dalszym ciągu są wspólne dobra kulturowe, np Chiny, dzięki temu państwo dość prężnie rozwija się.
    Chiny co prawda w latach 90' przystąpiły do Konwencji Berneńskiej i zgodnie z umową państw członkowskich chronią prawa autorskie państw członkowskich, natomiast w dalszym ciągu mają wspólne dobra. Chiny są także członkiem światowej organizacji handlu WTO,
    co również przyczynia się do przestrzegania własności intelektualnej, tyle że w chinach by takowa "własność" była przestrzegana musi być spełniony jeden warunek, przedsiębiorstwa którym zależy na respektowaniu przez Chiny znaków zastrzeżonych muszą się zarejestrować w chińskim systemie.

    Uważam że dobra wspólne to świetna sprawa, autorowi nikt nie zabierze zasług, a inni nie mają pod górę gdy chcą wskrzesić zapomnianą markę.
    Tutaj wszyscy jęczycie, ale w głębi serca ubolewacie że taki Prince of Persja nigdy nie zostanie oficjalnie wydany, że krapy typu Magic Dimension nawet nie mogą zostać publicznie pokazane gdyż autor albo się wstydzi, albo myśli że dokonał jakiegoś przełomu w dziedzinie game devu na A8 ;).

    To się tyczy wszystkiego ,nie tylko czasopism.
    • 39:
       
      CommentAuthorKaz
    • CommentTime21 Dec 2023 zmieniony
     

    Irata:

    >zaznaczyłem też że podaję nieco inny przykład,


    To nie jest nieco inny przykład, tylko kompletnie inna sprawa. Gdzie naruszanie praw autorskich przez prasę, a gdzie nieodpowiedni opis gry w reklamie? Człowieku, weź się ogarnij. Ciągle się gdzieś mądrzysz, a tak naprawdę pleciesz takie bzdury, że ręce opadają.

    I to ma niby usprawiedliwiać pisanie nie na temat, że ostrzegłeś, że piszesz nie na temat? Czyli zrobiłeś to świadomie i celowo? Skoro tak, to ja ostrzegam, że każdy następny Twój post nie na temat, będzie usuwany bez ostrzeżenia.

    Irata:

    >ja doskonale wiem o czym piszecie,


    Wątpię. Infantylność, forma i nieadekwatna treść Twoich wypowiedzi zdecydowanie temu przeczy.

    Irata:

    >po co mam się wtrącać,


    Słusznie. Jak nie masz nic do powiedzenia, poza powtarzaniem banałów, ogólników i ciągle tych samych wspominek, nie warto.

    Irata:

    >staram się mało udzielać bo nie widzę takiej potrzeby


    Ja ciągle widzę gdzieś Twoje wypowiedzi, więc znowu sobie zaprzeczasz. Masz potrzebę wpisywania się wszędzie, często nie na temat, ignorując co piszą przedmówcy.
    • 40:
       
      CommentAuthorKrystone
    • CommentTime10 Jan 2024
     
    Nie powiem. Ciekawy temat. Pamiętam jako dzieciak jak bardzo przyglądałem się tym okładkom. Wówczas nie miałem pojęcia o prawach autorskich, jak zapewne większość z nas w tym wieku w PRL, ale jak się nad tym zastanawiałem kilka lat temu, to myślałem, ze Bajtek płacił za obrazy "stockowe".

    Załączam coś co wygenerowałem przed chwilą za pomocą promptu używając okładki jednego z Bajtków. Obrazek jest bardziej oryginalny, niż ten z Bajtka. Ciekawe, czyż nie?