Kaz: Nie sądzę, aby byli jeszcze jacyś czytelnicy atarionline.pl, którzy Cię nie znają, ale może zacznijmy wywiad od autoprezentacji i odpowiedzi na pytanie, dlaczego jesteś Atarowcem.
Michał "Miker" Szpilowski
MS: Witam! Michał Szpilowski, pseudonim Miker, a kiedyś Mr. Mike, ale tego to już raczej nikt nie pamięta. No tak się złożyło, że zacząłem właśnie od Atari; nie był to, co prawda, mój świadomy wybór. Zadecydowali rodzice - ten sprzęt był łatwo dostępny i za w miarę, jak na ówczesne czasy, przystępna cenę - ale do dziś nie żałuję. Niemal całą podstawówkę męczyłem ich o kupno komputera, zwłaszcza że moich paru kolegów z osiedla było już "skomputeryzowanych" - mieli ZX Spectrum lub ich klony. Dopiero na wiosnę roku 1989 (pamiętam jak dziś), po przyjściu ze szkoły (a byłem wówczas w siódmej klasie podstawówki) znalazłem upragnioną paczkę. Było to Atari XE System, popularnie znany jako XEGS, z magnetofonem XC12.
Kaz: Jakie ciekawe wspomnienia zachowałeś z tamtych czasów?
MS: Hmmm... pamiętam jak przegrałem pierwszą kasetę od kumpla. Oczywiście na dwukaseciaku i byłem niezmiernie dumny, że potrafię przegrywać. Na kopiowanie kopierami czas przyszedł nieco później. A z bardziej zabawnych historii to budzenie Sebana odkurzaczem (czasy Overmind) oraz próba wmówienia mi, że lunatykowałem do lodówki po ketchup (również te czasy) oraz niezapomniane posiadówy w domu Lewisa (słynne "Otrębushy Party na Kopy" – najmniejsze party na świecie i to z produkcjami!) ;))))
Kaz: Szybko dotarliśmy do tematów scenowych. Nie ma co bowiem ukrywać, ze jesteś jednym z bardziej rozpoznawalnych scenowiczow. Jak to sie zaczęło?
MS: Wpierw poznałem Grześka Marchlewicza (pseudo Robbocop - może niektórzy kojarzą). Było to w klubie komputerowym, klubie Atari oczywiście, gdzie zaczęliśmy sobie gadać o tym i o owym. Po jakimś czasie założyliśmy grupę - wtedy mówiło się "firma" - G.M.S. Software (ach te "softy", chyba każdy był kiedyś "soft"), potem to chyba było ORBIT-Soft lub jakoś tak. Z początku odwiedzaliśmy się nawzajem i grało się w różne gry. Z czasem próbowaliśmy zrobić coś sami. Pomogło w tym "pojawienie" się w naszych domach stacji dysków. Ja dość szybko "odpadłem" z programowania i z początku zająłem się rysowaniem.
Kaz: Ciekawe czy zachowały się jakieś produkcje Mikera jako grafika?
MS: Nie wydaje mi się. Jeśli nawet dyskietka nie padła, to na pewno gdzieś zaginęła... Poza tym to jedynie jakieś proste przeróbki rysunków demonstracyjnych, naprawdę nic godnego uwagi. To był, o ile dobrze pamiętam, program "Koala Microillustrator", który mnie zresztą dość szybko zniechęcił.
Kaz: Nie ciągnie Cie, żeby współcześnie zająć się grafika?
MS: Raczej nie. Uważam, że mi jednak niezbyt po drodze z pikslowaniem, a „Fotoszop” nie wchodzi w grę, dość już jest tzw. „artystów”.
Orneta 1996
Kaz: No dobrze, grafikiem nie będziesz, wiec w takim razie wróćmy do historii o scenowaniu...
MS: Obaj z Grześkiem chętnie czytaliśmy Bajtka. Dowiedzieliśmy się stamtąd o giełdzie „Bajtka” (przynajmniej na początku się tak nazywała), w Warszawie oczywiście. Był to mniej więcej początek lat 90-tych. Z początku odczuwałem wielki zachwyt skupieniem tak wielkiej ilości ludzi z komputerami w jednym miejscu, a następnie stopniowe pragnienie nagrania sobie czegoś „nowego”. Najpierw to były rzecz jasna gry, często jakości powiedzmy sobie „średniej”, ale także trafiały się perełki. Na przykład pewnego razu udało mi się zdobyć poprawioną wersję gry „Universal Hero”, którą mogłem wreszcie ukończyć za pomocą mapy z „Bajtka”. Byłem dotąd w posiadaniu wersji, jak się później okazało, uszkodzonej. Jeszcze z wrażeń giełdowych to była ogólna „gleba” ludzików jak zobaczyli „Plastrona”. Ktoś nawet celnie zauważył: „Atari goni Amigę”. Powoli także zaczęły pojawiać się polskie tytuły: „Fred”, „Misja”, „Inside”, „Operation Blood”, „Tactic” itd. Wśród wielu gier i programów, które zdobywaliśmy, zaczęło się pojawiać coraz więcej dem. Poza tym na giełdę zaglądały osoby, które później (a niektóre wręcz do dziś) aktywnie wspierały naszą Scenę, m. in. Eru (wówczas LBS) z Maruchą, Seban, SoTe, RZóG, Pecuś i wielu innych. Parę razy nawet pojawili się ludzie z grupy Shadows. Pokazywali fragmenty dema „Sweet Illusions”, wersję demo gry „Zumbaja”, która potem tajemniczo „wyciekła” na scenę oraz jakiś wczesny test-level „Blood Fightera” – niestety, to już nie wyciekło. Nieco też się „pohandlowało” różnymi grami/programami, ale nikt z nas fortuny na tym nie zrobił, za późno troszkę było, a i nasz warsztat (z początku nieprzerobiona stacja i magnetofon z Turbo 2000) nie był specjalnie imponujący...
Kaz: Bycie na scenie oznaczało w swoim czasie bycie w jakieś grupie. Pamiętasz jeszcze, w jakich grupach brałeś udział i jaki masz wkład, ze się tak wyrażę, w ich scenową bytność?
MS: Otóż z już wspomnianymi Robbocopem założyliśmy grupę XE-TEAM, do której pokrótce dołączył RZóG, w zasadzie grupa ta miała na koncie jedno demo "RZóG Joins XE-TEAM", parę użytków (m.in. "Chaos Music Miąchadełko), oraz masę planów. Niestety, lub stety, niezrealizowanych. W planach na pewno było „The First Perfect Megademo”. Nazwa miała pochodzić od jednego z ulubionych zespołów RZóGa (Perfect, rzecz jasna). Parę efektów było już gotowych lub też prawie gotowych, m.in. „Flexible Square”, „Plazmolemma XL” (przerobiona potem w efekt pt. „RZóG Plazma”), bodajże jeszcze „Sinus Worm” oraz „Dragonbobs” (oba również później zostały podrasowane w „Bitter Reality”). Z nie załączonych części to będzie bodajże „Kobra” oraz „Super Equalizer” (128-słupkowy).
Kaz: Co było po XE-TEAM?
MS: W 1994 roku, na krótko przed Shadows Copy Party, powstała grupa SLIGHT (z połączenia grup XE-TEAM z CODE3 plus niezależny grafik P.W., a w rok później i X-Ray). Wówczas miałem swój muzyczny udział w „Bitter Reality”, w „Overmind” rok później na QuaST Party, a także w innych produkcjach jak np. gra „Sexy Six”, czy intro do „ABBUC Sondermagazine #17”. Na innych imprezach także udzielałem się muzycznie, jednak bez specjalnych osiągnięć (QuaST 1995 i 1996, oraz Silesian Atari Open 1995). W międzyczasie, w 1996 roku, po QuaST-cie, wstąpiłem również do Bit Busters, co reszcie chłopakom się niezbyt spodobało. Widząc, że zaczynam się zbytnio różnić z resztą Slightu, rozstaliśmy się a ja wstąpiłem w szeregi Apocalypse Riders. Tutaj szybko rzucę tytułami: „Manga Rulez #1” i „Manga Rulez #2”, „Apocalypse Time”, „Vagabond”... Hmm... tyle?. Potem, około połowy roku 1997, znowu mały kryzys wewnątrzgrupowy (wiem, bywam trudny w kontaktach międzyludzkich). W międzyczasie jeszcze udźwiękowienie „Extracta” Bit Bustersów, zajęcie premiowanego, trzeciego miejsca na Rush Hours 1997 w Częstochowie oraz popełnienie muzyki do infa w „Techno Collection” grupy New Generation (muzyka spłodzona podczas QuaST 1997). Następnie miałem około półroczną przerwę w scenowaniu (fascynacja PC-tem i tzw. DOOManie).
Kaz: Ale wróciłeś do gry...
MS: Tak, wstąpiłem do działającej już grupy Aids. Próba zorganizowania wspólnego party dla atarowców i komodorowców - Scenery '98 – moim zdaniem średnio udana, ale impreza przez niektórych zapamiętana została całkiem pozytywnie. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie moje moje pogłębiające się nieróbstwo, spowodowane zapewne też kłopotami w życiu osobistym. Popełniłem wtedy chyba z jedną, może dwie muzyczki, do maga „Debilizator”, no i moją pierwszą wygraną na music-compo na QuaST 1998 - „Brzdonc”, oraz podarowałem koledze Vascowi konwersję muzyki z gry "Settlers".
Orneta 1997
Po party Last 1999 znowu dłuższa przerwa, z „dziurą” na SillyVenture 2000, które zresztą tylko pogłębiło moją niechęć do scenowania, aż do Lata Ludzików 2002, gdzie niepodzielnie zarządził „Numen”. Przez kolejne dwa lata nic specjalnego się nie działo... Potem przemiana Aids-u w Blowjobb oraz wstąpienie do New Generation (QuaST 2004) i tu główne, jak na razie, osiągnięcie - muza na drugiej stronie „Forsaken Love'a”... Natomiast w ramach grupy Blowjobb – udźwiękowienie „Bash!”. Zresztą ciekawych mojej działalności scenowej odsyłam do Atariki, bo pewnie coś pominąłem... :)
Kaz: Z czego wynikały te przerwy w scenowaniu?
MS: Rozpoczęcie pracy i studiów, początki internetu, kombinowanie z rozbudowaniem peceta, ogólny impas na scenie i takie tam.
Kaz: Mimo to w ostatnich latach zrobiłeś sporo kawałków.
MS: Po roku 2002 sam się zastanawiałem, czy jeszcze jestem w stanie coś sam wymyślić, jeżeli chodzi o muzykę na Atari. W 2003 roku stworzyłem na szybko kawałek „Saddam's Secret Moonbase” (po usilnych namowach kolegi X-Raya, abym coś wystawił na Foreverze). Wystawiłem. Niedokończony i z błędami, na szczęście innym uszy psuł. Już bardziej na poważnie wziąłem się za muzykę do wspomnianego wyżej dema „Forsaken Love”. Chłopaki chcieli żebym też tą muzykę z pierwszej strony przepisał na słuch, ale stwierdziłem, że mogę ją tylko pokaleczyć i skoncentrowałem się na stronie drugiej. I tu śmieszna sytuacja, gdyż podesłałem Solo parę urywków, by mógł się wypowiedzieć co do stylu, po czym usłyszałem że „zaj...”, a potem (już na party place) okazało się, że Solo pomiksował je i wrzucił do pierwszej części drugiej strony dysku dema. Rok później wystawiłem na QuaST Party jakąś starawą muzyczkę, która nawet na trzecie miejsce się wpięła, na krótko po party zająłem się „obczajaniem” zapisu midi (szybka konwersja „Wings of Death – Level 1”) a pod koniec roku zająłem się udźwiękowieniem do Yie Ar Kung Fu – Vegi (tu również pomogły pliki midi). 2006 rok to muzyka do dema „Bash!” oraz przyzwyczajanie się do RMT, zwłaszcza po poprawkach Rastera dotyczących m. in. wprowadzenia obsługi myszki itd. Poza tym działo się niewiele w tej materii. Dopiero początek roku 2007 (i dalej też) to prawdziwy boom na konwersje: „Wings of Death – Level 2”, „Tempest 2000”, „Ghosts'n'Goblins”, „Acidjazzed Evening” i jeszcze parę innych. Ogólnie rzecz biorąc to kawałki żywcem przepisywane z mod/midi – po prostu chcę udowodnić, że Atari też to zagra. :)
Kaz: A wiec pomimo poczatkow z „Koala Microillustrator” ostatecznie okazało się, ze Miker zdecydowanie jest muzykiem scenowym :).Jakich używałeś programów do pisania muzyki dla Atari?
MS: Pierwszym programem, który mógłby mnie potencjalnie zainteresować był "Future Composer", Schody się zaczęły jednak szybko, gdyż mimo posiadania instrukcji, ni diabła nie mogłem sobie z nim dać rady. Podobnie z „Black Magic Composerem”, z tym że ten to pirat był. Dopiero pojawienie się „Chaos Music Composera” to zmieniło. Oczywiście, wpierw wsłuchiwałem się w muzyki demonstracyjne i namiętnie "przerabiałem" dołączony player w BASIC-u, jednak stopniowo narastała we mnie chęć stworzenia czegoś własnego, własnej muzyki. Pomoc kolegów w wycinaniu dokonań innych oraz kontakty z muzykami z innych grup zaowocowały nowymi pomysłami na tworzenie coraz to bardziej wymyślnych kawałków. Chyba się podobały, skoro znalazły się w grach i demach, które ludzie do dziś kojarzą. Nie mi o tym sądzić.
Kaz: Jakich programów używasz do pisania muzyki obecnie i jak wygląda Twój proces twórczy?
MS: Obecnie to coraz częściej siadam przed „Raster Music Trackerem”. Może dlatego, że robiąc w nim mogę sobie w dowolnym momencie przełączyć okno i zobaczyć co się dzieje na forum czy AOP, pocztę sprawdzić, pogadać na irc/gg/skype i takie tam. Oczywiście w dalszym ciągu, choć już nieco rzadziej używam „CMC” i „MPT”, co nie znaczy, że już są mi obce. A proces twórczy? Czasem usłyszę w radiu, telewizji lub nawet gdzieś w terenie jakiś kawałek z fajnym bitem i zechcę go przenieść, czasem wprost ze słuchu (chociaż przyznam, że nie lubię, bo zwykle tonacja gdzieś mi "skręca"), a czasem - tak po prostu, od siebie, znikąd - siadam i kawałek jest. Chociaż mam wrażenie, że kiedyś mi to szło znacznie łatwiej, no cóż, nie te lata...
Kaz: Jak długi jest Twój cykl produkcyjny? Ile czasu zajmuje Ci napisanie jednego fajnego kawałka, na przykład takiego jak do „Jetboy” albo „Wings of Death”?
MS: Jak mam wenę to i w dzień coś sklecę, a bywa i tak, że przez parę miesięcy się zabieram... i nic. A potem siadam od niechcenia i coś już jest. „Wings of Death” jest przepisany z formatu midi, także tutaj to najwyżej proszę o ocenę instrumentów. „Jetboy” natomiast, oprócz strony tytułowej, jest przepisany ze słuchu (no... powiedzmy), na podstawie muzyki z X-boxowej gry „Jetpac Refuelled” (tu chyba z tydzień mi wyszło sumarycznie, wraz z doszlifowywaniem, może troszkę krócej...).
Kaz: Czy chętniej współpracujesz przy muzyce do gier czy raczej wolisz sam pisać, bez „poleceń” z góry?
MS: Do poleceń „z góry” potrafię się w większości przypadków dostosować, chociaż czasem staram się przeforsować także coś od siebie. Wszystko także zależy od osoby, z którą współpracuję (po prostu nie z każdym się da).
Kaz: Czy w okresie przed-atarowskim też miałeś zamiłowanie do muzyki, grałeś na jakiś instrumentach?
MS: Nie, jakoś nie. Ale czasami potrafiłem nucić sobie jakiś wymyślone kawałki i to zostało mi do dzisiaj.
Kaz: A co było najpierw: zainteresowanie muzyką, a potem Atari czy oba zainteresowania pojawiły się jednocześnie?
MS: Trudno wyczuć, wprawdzie jeszcze na długo przed posiadaniem Atarynki myślałem o przeniesieniu paru kawałków na jakiś komputer, ale chyba bardziej na serio zacząłem się tym zajmować już za atarowskich czasów.
Kocerany 2003
Kaz: Co uważasz za najważniejsze osiągnięcia w swojej działalności na Atari?
MS: Czy ja wiem, czy było coś takiego... Pamiętam jak kiedyś na którymś party (QuaST 95 lub 96) puściłem swoją dyskietkę z muzyczkami w Music Protrackerze. Miło było potem słyszeć moje instrumenty w utworach innych muzyków. A z rzeczy bardziej serio - wydaje mi się, że „uratowałem” parę efektów przynajmniej z jednego dema (na kodzie się nie znam - po prostu brałem na logikę i zadawałem pytanie w stylu „a czemu to tak, a nie inaczej” – często pomagało). No i w zasadzie nie lada wyczyn - napisanie wspólnie z X-Rayem muzyki do "Stickmana" w "Overmindzie". Nie lada wyczyn zwłaszcza, że raz nam się komp zawiesił i wszystko poszło "w szczaw". No a poza tym, że od ponad dziesięciu lat z przerwą od wiosny 2000 do lata 2002, jednak jestem na scenie i jakoś tam działam.
Kaz: Zgadza się, to godne szacunku osiągniecie. A sprzętem z tamtej epoki, na którym działy się wszystkie historyczne rzeczy, też jeszcze dysponujesz?
MS: Pierwszej atarynki niestety już nie mam. Sprzedałem ją na giełdzie troszkę z rozmysłem, bo myślałem o przerzuceniu się na ST, a troszkę bo nieco szwankowała (to ten XEGS właśnie - nie pamiętam daty, jakoś ok 1992-3 roku). Oczywiście nie zakończyło to bynajmniej mojej przygody z małym Atari. Krótko potem za zarobione na sprzedaży pieniądze zakupiłem od kumpla brata 65XE, które na giełdzie rozszerzyłem o 128K, QMEGa i świeżutkiego wówczas CODE3 Freezera. Podobnie atarkę porozszerzał Robbocop. Dopiero szło piracenie na wyścigi - cóż, takie czasy były. Potem komp zaczął mi się psuć i wylądował gdzieś u kumpla na części. Obecne co mam to: 800XE z 320k, stereo i QMEGiem, 65XE z 1MB, stereo, 2 QMEGi + system z 400/800 oraz SIO2IDE 4.x (w serwisowaniu aktualnie), XEGS-a bez klawiatury (też się serwisuje, tylko w innym miejscu Polski) i 800XL - "dziewicę". SIO2PC, dwa magnetofony: XC12 oraz XCA12 (stan nieznany) i stacje: 1050 i CA2001 (obie z TOMSem Multi). No jeszcze 1040STE i MEGA ST w szafie, bo nie mam miejsca na nie poza szafa, oraz konsole: 2600 i Jaguara, do każdego z nich po parę cartów. I to chyba wszystko ze sprzętu. Co do dyskietek, to zostało troszkę i po troszeczku je zgrywam, podsyłając, co lepsze kąski - nie pamiętam gdzie. ;)
Kaz: Ja wiem gdzie :) i dziękuje bardzo. A propos: dlaczego przeglądasz strony o Atari, dlaczego podsyłasz pliki gier, dlaczego zajmujesz się tym całym scenowaniem?
MS: Bo lubię, bo chcę zobaczyć jak podobni do mnie szaleńcy ciągle coś robią na tym "umarłym" według niektórych sprzęcie, bo ATARI RULES!
Kaz: Jeśli jesteśmy przy rzeczach, które lubisz, to wymień swoje ulubione gry i programy użytkowe?
MS: Z gier bardzo lubiłem i dalej lubię platformówki Datasoftu „Bruce Lee”, „Zorro”, „Conan”, swego czasu "rozwalałem" wszystkie arkanoidowate gry, w ogóle lubiłem wszystkie gry, gdzie dało się pokombinował i nie zabijało w trzeciej sekundzie grania. Z programów użytkowych to na pewno muzyczne: „CMC” i „MPT”, a poza tym monitor dyskowy „Watson”, którym oprócz, tak kiedyś modnej, zmiany napisów w programach/grach, można było wpisać "nieśmiertelność", coś wyciąć, coś odbezpieczyć, ech czasy!
Kaz: Gra, jakiej na Atari nie ma, a którą chciałbyś najbardziej zobaczyć?
MS: Jakaś fajna strzelanka (coś w stylu „Wings of Death”), może coś Doom-owatego (może „Vectora” ktoś kiedyś dokończy?), poza tym coś w stylu „The Last Ninja” by się przydało... Słowem – wszystko gdzie komputer Atari został „pominięty” czy „zapomniany”. Tytułów jest troszkę, ale mam tu na względzie ograniczenia sprzętowe.
Głuchołazy 2007
Kaz: Jaka jest obecnie Twoja prywatna sytuacja? Rodzina? Dzieci? Studia? Praca?
MS: Stan cywilny - zajęty. Studia - no chcę kiedyś je skończyć. Rodzina - dziękuję, wszyscy zdrowi. Dzieci - na dzień dzisiejszy nic mi o tym nie wiadomo. Praca - mogliby więcej płacić (budżetówka). Atari - no jest, a co nie ma być! ;D
Kaz: Najbliższe atarowskie i pozaatarowskie plany?
MS: Czy ja wiem? Czas pokaże. A z poza-atari... też obaczym.
Kaz: Na koniec zdradź nam coś o tym tajemniczym koledze o ksywie Cepe?
MS: Cóż. Nie wiem, czy mi pozwoli... A zresztą, ry(d)zyk fizyk. To jest tak troszkę, jak z doktorem Jekyll'em i Mr. Hyde'm, albo może raczej z kapitanem Tuttle'em z M.A.S.H.'a. CePe to taka moja nieco ciemniejsza strona i jednocześnie ktoś, na karb kogo mogę zrzucić swoje niepowodzenia, czy wreszcie ktoś, za pomocą ktogo mogę narobić nieco szumu, a następnie wrócić już jako ja i jeszcze się z tego pośmiać. Nie, nie jestem schizofrenikiem. Chyba...
Kaz: Nawet jeśli, to bardzo twórczym schizofrenikiem, a im więcej twórczych osobowości tym lepiej dla nas. Jestem za! I dziękuje za wywiad.
MS: Dzięki i miło było poznać Cię osobiście na party. Bardzo nudziłem? I pozdrowienia dla całej załogi atarionline.pl.
Kaz: Dziękuję, mnie również było miło i mam nadzieję, że dalej będziemy współpracowali przy powstawaniu gier takich jak „Jetboy”.
Wywiad z Michałem podparty będzie wszystkimi wymienionymi w wywiadzie utworami (również takimi, których jeszcze nie ma w ASMA), a które kolega Miker zechciał, na moją prośbę, uporządkować chronologicznie oraz według rodzajów - do jakich programów trafiły. Jednak ze względu na objętość tego materiału pojawi się on w jednym z kolejnych odcinków nowinek. Na pocieszenie możecie zobaczyć teledysk bardzo klimatyczny i wiele mówiący o bohaterze dzisiejszego wywiadu, wykonany przez Łukasza "X-Ray" Sychowicza. Jego dzieło waży prawie 18 MB, ale naprawdę warto je zobaczyć. Ponadto próbka "human beat-box-a" zarejestrowana przez RadioUXA. Dodatkowe informacje o Mikerze można też znaleźć w Atariki.
2007-12-13 02:37 by Kaz
komentarzy: 12
stRing @2007-12-15 00:58:42
z tego co widzę, masz talent nie tylko do tworzenia muzyki :)
Niec ciesz sie stRingu, niech no dojde do Ciebie na liscie osob do przepytania, to tez ujawnimy swiatu niewygodne fakty ;)
Vlk @2007-12-15 08:44:17
Bardzo ciekawy i rozbudowany wywiad. Z niecierpliwością czekam na listę utworów Mikera... Najlepiej gdyby zrobić z tego kolekcję muzyczną "Miker Music Collection" (10 dyskową? ;-))
Nawet nie pytam iludyskowa produkcja to by musiala byc. Muzyczek jest okolo 200 sztuk. Ale niewatplwie przydalo by sie jakies demko z konwersjami muzyczek, ktore sa rewelacyjne - mozna by tam uzyc takze obraz z g2f z danych gier jako ilustracje do muzyki (np. msx i gfx z Wings of Death).
Vlk @2007-12-25 16:41:51
Vagabond to minikolekcja Mikera. Ja myślałem o czymś znacznie większym, gdzie są muzyczki z gier i demek. Pomysł Kaz'a jest bardzo dobry...
solo/ng @2007-12-30 22:51:20
Miker jest poprostu zajebisty:) pozdro Mik! Wyczesany wywiad, dzieki Kaz!