W czasie uzupełniania katalogu użytkow, o czym powstała krótka nowinka, udało mi się nawiązać kontakt z autorem części prezentowanych tam programów. Zapis naszej rozmowy poniżej.
Kaz: Panie Tomaszu, prowadzę stronę internetową dla miłośników komputera Atari, gdzie między innymi piszemy o wspaniałych wspomnieniach z naszej przeszłości. Ostatnio znalazłem na dyskietkach sporo programów kopiujących Pana autorstwa. Pewnie pamięta Pan te "Green Grassy" i "Hackery". Spowodowało to, że napisałem kilka moich wspomnień związanych z Pana studiem komputerowym Brodaty Software.
TR: Przejrzałem - bardzo fajna strona, fajny artykuł. Po pierwsze przejdźmy na Ty, bo pewnie jesteśmy w podobnym wieku (34 lata). W czasach Atari byłem w podstawówce, Brodaty natomiast był, fakt, dużo starszy. Stoisko w Domu Handlowym Łada i wcześniej w Domu Handlowym Astra nigdy nie było moje i nie miałem z nimi nic wspólnego, a za czasów Łady to z Brodatym nasze kontakty były bardzo luźne (ja nie chciałem mieć z nim dużo wspólnego) i łączył mnie układ czysto biznesowy, pisałem dla niego czasami jakieś kopiery, programowałem cartdridge do turbo.
Tomasz Rolewski obecnie
Kaz: Z Twoich wyjaśnień wynika, że Tomasz Rolewski i Brodaty to dwie różne osoby! Jestem szczerze zaskoczony, ponieważ człowiek na stoisku, którego znałem jako Brodatego stwierdził raz, na moje pytanie o autorstwo programów kopiujących, które u niego widziałem, a które wywarły na mnie wrażenie, że jest ich autorem... Dlatego przez lata sądziłem, że prawdziwe imię i nazwisko Brodatego to Tomasz Rolewski.
TR: Tomasz Rolewski i Brodaty to dwie różne osoby, zresztą pod koniec historii Atari nasze drogi się rozeszły. A co on opowiadał, to inna bajka (ciekawy jestem sam co....).
Kaz: No cóż, to wiele zmienia z mojego punktu widzenia. Sam z Brodatym rozmawiałem tylko kilka razy jako nastolatek i to głównie w kontekście kupowania gier (i raz przerobienia magnetofonu na system turbo). Byłem pod wrażeniem, że nie tylko zajmuje się on kopiowaniem cudzych programów, ale potrafi też stworzyć coś własnego, szczególnie, że był to starszy gość. Teraz po latach czuję się niemile rozczarowany. A programy kopiujące sygnowane "by Tomasz Rolewski" były przecież jedne z najlepszych – np. pod względem udostępnianej pamięci na bufor danych.
TR: Wczytałem się w artykuł i screeny, zobaczyłem „Corwin from Amber” i zapomniałem zupełnie że to kiedyś pisałem. Aż mi się łezka zakręciła he he he. A ta nazwa to faktycznie z Żelaznego, miałem na niego fazę... A mam pytanko znalazłyby się gdzieś moje programy, bo niestety zaginęły gdzieś w mrokach dziejów, a chętnie bym do nich wrócił. Jakby można było prosić o podesłanie, byłbym dozgonnie wdzięczny.
Kaz: Nie ma sprawy. Wszystkie pliczki, które udało mi się znaleźć są w katalogu użytków. Jak już wspominałem w nowince o użytkach Twoje nazwy bardzo mi się podobały za oryginalność. Skąd brałeś na nie pomysły?
TR: “Corwin From Amber”, “Crazy Renounce”, “Green Grass”, “Hacker”, “New Nightmare”, “Unknown Exterminator”, “Yellow Sun”. Był jeszcze „White...” cośtam co tam wymyśliłem :). Znalezienie nazwy było banalne. Brałem słownik angielski i na stronie, na której się otworzył szukałem słów, które będą pasować, ewentualnie przewracałem na następną, aż coś fajnego wyszło.
Kaz: Dlaczego powstała taka duża liczba kopierów?
TR: Po pierwsze rozwój pod potrzeby rynku, a po drugie: w tamtych czasach "nowości" były bardzo poszukiwanym towarem. Ktoś kto miał coś nowego musiał sprzedawać/kopiować zabezpieczając. Więc kopiery zabezpieczające szły jak świeże bułeczki. Ale kopier zabezpieczający też był kopiowany poza mną, więc wiele się na nim nie zarobiło. Dlatego z czasem musiało się pojawić odbezpieczenie, które każdy chętnie kupował (tak po 2-4 miesiącach). Ale jak było zabezpieczenie już złamane to nie było sensu go używać, potrzebne było nowe zabezpieczenie i potem odbezpieczenie i tak w kółko. Oczywiście każde nowe kółko wnosiło też jakieś usprawnienia. Ale były też wersje zabezpieczeń które różniły się 1 (słownie jednym bajtem) plus zmiana numeru wersji (drugi bajt). Ten bajt kluczowy to była zmiana maski kodującej w zabezpieczeniu. Pod koniec to szła masówka. Trzeba było z czegoś żyć :).
Kaz: Pisałeś też inne programy niż kopiery?
TR: Do pisania gierek nie miałem talentu, dwa - mnie to nie bawiło. A lubiłem programować, więc zajmowałem się tym, czym lubiłem. Potem trochę bawiłem się digitalizowaniem dźwięku, programowałem cartridge, robiłem bootloadery i takie tam systemowe rzeczy. W tamtych czasach to generalnie oprogramowałem Turbo 2000/3000, przerabiałem gry w wersjach dyskowych na turbo, „Hackera”, z którego jestem dumny i tego typu. Inne rzeczy to takie które nie przeszły do historii (nawet ja ich nie pamiętam).
programowanie cartridgy u Brodatego w domu
Kaz: To jak zaczęła się i zakończyła współpraca z Brodatym? Dostarczałeś mu tylko kopiery czy prowadziliście wspólnie studio/stoisko?
TR: Nigdy z Brodatym nie prowadziłem żadnego studia, pisałem dla niego programy, przerabiałem gry na turbo on mi za to czasami płacił. Generalnie mniej, niż się umawialiśmy i to z czasem doprowadziło do zakończenia współpracy. Ale po kolei.
Brodaty niczego sam nie wymyślił. Mieszkał u mojego nauczyciela ze szkoły (od informatyki/matematyki), wynajmował pokój. Tenże nauczyciel miał smykałkę do handlu i trochę sprzedawał gry/programy, ściągał Atari z Berlina i tu sprzedawał. Brodaty mu w tym pomagał. Ściągnęli skądś Turbo2000, jak mi powiedzieli - z Czech. Czy kupili, czy skopiowali pomysł - ciężko powiedzieć. Mieli wtedy stoisko w Astrze. Brodaty tam siedział i pilnował interesu. Z czasem go przejął (nie wiem na jakich warunkach) - usamodzielnił się i prowadził sam.
Ja mu na zlecenie pisałem soft. W tym okresie to był „Speed”. Jako wynagrodzenie miałem dostawać część ze sprzedaży mojego programu (za to on miał nowe wersje za darmo). Dostawałem bardzo małą część, rzadko i nie od każdej sprzedaży. Dla mnie jako ucznia podstawówki w tamtym czasie to było i tak sporo pieniędzy. Potem pisałem mu pod jego potrzeby kopiowanie ze stacji dyskietek na magnetofon z turbo. Z czasem się przekonałem, jak mnie kantuje. Zacząłem sprzedawać swoje programy sprzedawcom na giełdzie (pojechałem tam po dwóch latach współpracy z Brodatym). Jakie było moje zdziwienie, jak się okazało że każdy zna moje nazwisko, każdy używa moich programów, każdy je kupił u Brodatego, a ja nie koniecznie coś z tego miałem. To było moje 15 min sławy, naprawdę. I tak się zaczął początek końca mojej współpracy z Brodatym.
On się w międzyczasie przeniósł do Domu Handlowego Feniks, ja mu pisałem programy (ale tym razem nie na wyłączność), sprzedawałem je też na giełdzie - co go doprowadzało do pasji. Lub też jemu sprzedawałem zabezpieczenie, a potem na giełdzie odbezpieczenie po 3-4 miesiącach. Generalnie za czasów Feniksa starał się jak to zwykle mnie bajerować, żebym pracował dla niego na wyłączność i będę miał z tego góry złota, żebym nie sprzedawał swoich programów na giełdzie. Ale ja mu już nie wierzyłem.
Kaz: Przypomniało mi się, że byłem kiedyś świadkiem jak Brodaty rozmawiał z nastoletnim chłopakiem, koderem, który przygotował mu cartridge z zestawem użytków (najwidoczniej kopiery, loadery). Menu cartridgea miało w tle jakieś latające rurki i muzyczkę, co się nie do końca spodobało Brodatemu, ale nastolatek przekonywał, że tak jest atrakcyjniej. To nie byłeś czasem Ty?
TR: Może, nie pamietam już. Takie pierdoły to pewnie robiłem, bo to żadna sztuka. To mógł też być mój kumpel Bartek Selinger, on się uwielbiał bawić grafiką, miał jakieś kontakty z Brodatym, miał dla niego pisać jakąś gierkę. Zdjęcie z końca 8 klasy, mniej więcej z tamtych czasów - jakość taka sobie, bo z „Naszej klasy” - na dole Bartek, na górze to ja. Masz zdjęcia - jedynie Ty możesz określić.
Tomasz Rolewski i Bartek Selinger
Kaz: Ha ha, to było w końcówce lat 80-tych, a ja widziałem tego nastolatka przez 10 minut. Aż takiej pamięci to nie mam... Ale wyglądasz tam bardzo młodo. Kiedy zacząłeś swoją przygodę z komputerami? Jaki był Twój pierwszy komp?
TR: Mieć komputer i dostęp do niego to było marzenie każdego, więc jak nadarzyła się możliwość to najpierw były zajęcia w szkolnej pracowni na Elwro (klon ZX Spectrum) i chyba tam mi polecili Atari. No, a jak się uzbierało, to mi go rodzice kupili. Jak dziś pamiętam – kosztował 110 USD (lub bonów), kupiony w Pewexie na ulicy Szewskiej we Wrocławiu, sam go odbierałem :). Wielkiego wyboru nie było, był wtedy ZX Spectrum (raczej dużo słabszy od Atari), Atari i C64. C64 był jakoś mniej dostępny, ktoś z moich ówczesnych guru polecił Atari, a były stosunkowo łatwo dostępne w Pewexie za bony (była wtedy jeszcze przecież głęboka komuna). Kupiłem go w 1987-1988 może 1989. Ale raczej 1987-1988.
Kaz: Kupiłeś komputer i co dalej z nim robiłeś?
TR: Pierwszy program napisałem następnego dnia rano, po tym jak kupiłem Atari. Wstałem o 6.00 rano (powaga). Program w stylu „hello world”. Mnie generalnie nigdy (do dzisiaj zresztą) nie jarały gry. Zawsze mi się podobało programowanie. Grzebanie w systemie. Temat kopierów rozwinął się niejako przy okazji, z potrzeby chwili. W tym czasie wszyscy sprzedawcy zabezpieczali programy przed kopiowaniem. A ja chorobliwie nie cierpię jak mi ktoś coś ogranicza sztucznie, do dziś zresztą. Pamiętam, że kupiłem jakiś kompilator Turbo Basica, bo miałem pisać jakiś ciekawszy program. Oczywiście mi zabezpieczyli programem „Ultima Ratio” - na owe czasy czymś nie do złamania. Mi się to nie spodobało i po jakimś czasie miałem już rozkodowane.
Jak pokazałem to Krzyśkowi Polakowi, autorowi "Ultima Ratio" - widzieć jego minę bezcenne! :) Mały gówniarz, który ledwo co zna assembler, złamał jego nie-do-złamania cudo. I tak mi się spodobało takie grzebanie w systemie. I w tym kierunku zacząłem się bawić. Potem pojawiło się Turbo 2000 i Brodaty, który skądś je ściągnął (niby z Czech - ON TEGO NIGDY NIE WYMYŚLIŁ, JAK NIEKTÓRYM MÓWIŁ!). Na początku miał strasznie ciężkie oprogramowanie, którym kopiowanie szło tragicznie trudno i rzadko coś za pierwszym razem udało się zrobić. Zdekompilowałem sobie procedury jak "jądro" turbo działało i zaproponowałem mu, że za zrobienie mi turbo lub zniżkę, napiszę mu coś łatwiejszego. I tak powstał „Speed” (wersja 0.1), a potem był rozwijany w miarę potrzeb. I tak zaczęło się grzebanie w protokołach transmisji, pisanie kopierów. Potem na tyle je opanowałem, że zrobiłem własną wariację, którą nazwałem Turbo 3000, sporo szybszą od 2000. Co prawda, wymagała lepszej jakości magnetofonu. Napisałem od nowa procedury transmisji, zoptymalizowałem czasy. Lubiłem się w to bawić. Pisałem też narzędzia do programowania w assemblerze, łamania programów („Hacker”).
wszystko co napisałem, powstało u mnie w domu
Kaz: Czy masz może jeszcze swój sprzęt Atari z tamtych czasów? Albo dyskietki lub inne pozostałości? Jeśli tak, to co i w jakiej konfiguracji.
TR: Niestety wszystko zostało sprzedane około 1991-1992 roku, do dziś tego żałuję. Ale dostałem z tego jakiś grosz, nawet nie taki zły i poszło na PC. Kupiłem wtedy PC XT (to był procesor 8086 - dla nie wtajemniczonych potem był 80286, 80386, 80486, Pentium, Pentium II i tak dalej) czyli na samym początku.
Kaz: A czy przeglądasz czasami strony o Atari albo wracasz nostalgicznie do tamtych czasów, uruchamiając na przykład emulator Atari i grając w stare gry? Czy podtrzymujesz kontakty z kolegami - Atarowcami?
TR: Generalnie czasami zajrzę przy okazji, jak ktoś z tych stron do mnie napisze (były ze 3-4 próby kontaktu). W gry na Atari nigdy nie grałem zbyt dużo, raczej bardzo mało, i na emulatorze tym bardziej. Czasami coś odpaliłem, ale rzadko. Najwięcej siedziałem po Twoim mailu, jak ściągnąłem swoje programy i je odpalałem z łezką w oku. A kontakt mam tylko z kolega z klasy szkolnej Bartkiem Selingerem (też Atarowiec) pisał później gry, dema. Z paroma osobami z wrocławskiej giełdy do dziś współpracuję.
Kaz: Nie grałeś wiele, ale nie wierzę, że nie miałeś jakiś ulubionych gier. Użytki to zapewne sam wymienisz...
TR: Gry: „Silent Service” (ulubiona!), symulator portu lotniczego tej samej firmy co „Silent Service” – „Kennedy Approach” i „F15 Strike Eagle”. Programy użytkowe: „Hacker by Tomasz Rolewski” - głównie w tym pisałem i z programów głównie to używałem cały czas :).
Kaz: Jak sądzisz, czy po latach umiałbyś jeszcze programować na Atari?
TR: Niestety, to już 15-18 lat. Taka wiedza ulatuje szybko nie używana. Już nawet nie pamiętam jak używać „Hackera” (zresztą nie działa na emulatorze, kiepskie są te emulatory). Pewnie dlatego, że używałem nieudokumentowanych rozkazów procesora.
Kaz: Jak wygląda Twoje obecne życie?
TR: Studia skończyłem na Politechnice Wrocławskiej, informatykę na Wydziale Elektroniki (tak banalnie, nic odkrywczego). Mam żonę Anetę i CUDNĄ młodziutką hackerkę - 2,5-letnią programistkę Martę. Już wali w klawiaturę. Praca: mam własną firmę komputerową – pogotowie komputerowe sprzętu i programów, serwis programów Insert, administracja serwerami. To tak w skrócie. Dużo podróżuję, zdjęcia na www.rolewski.pl.
2008-10-18 01:28 by Kaz
komentarzy: 10
iak @2008-10-18 19:30:46
To teraz czekamy na wywiad z Selingerem. ;]
Tdc @2008-10-19 03:30:03
Jestem dobrym przykładem tego że po 15 latach można sobie przypomnieć jak się fajnie programuje na Atari !:) Jeszcze wszystkiego sobie nie odświeżyłem, ale wszystko przede mną ;) ... a może nie tylko przede mną ??
Ciekawa historia, dla mnie zupełnie nieznana (nic nie wiem o Wrocławiu). Natomiast u nas w stolicy też był Feniks;) też był w nim punkt gdzie można było kupić gry na dyskietkach ;) Natomiast w sklepie obok po raz pierwszy widziałem modem do atari, który kosztował fortunę i wyciągął całe chyba 300 bodów :D :D
Sam dokładnie nie pamiętam w jaki sposób wszedłem w posiadanie kopierów Tomasza Rolewskiego, które mam je do dzisiaj. Było to napewno w latach 80-tych gdy stałem się szczęśliwym posiadaczem turbo 2000f. Jednego dnia przyszedłem do pracy i zaprezentowałem kolegom jak się wgrywa "River rayd" w 45 sec. Dzięki Tomaszowi Rolewskiemu świat stał się piękniejszy. ps. Zapraszam na "Atari Party" w Głuchołazach.
Brodatego widziałem raz w życiu, miałem wtedy może 6-7 lat... to były czasy, jak się w tłumie przeciskało i ze spisanymi grami podchodziło, żeby 'nagrał' ha ha.
Peter P @2018-09-26 10:36:25
Ha, ha :) niezłe to były czasy, pamiętam Brodatego dobrze. Roman S. przeniósł się do rodzimego Gdańska po zakończeniu kariery we Wrocławiu. Zajmował się tam rozprowadzaniem kalendarzy. Ostatnio miałem z nim kontakt na GG ...
Ciekawi mnie tylko skad on mial nieudokumentowane rozkazy procesora w tamtych czasach. Skad mial dokumentacje do asm. Trzeba dociekac. Potem ojciec mial silownie w szkole 113 na nowym dworze. Trzeba dociekac i sprawdzic.
trol @2020-02-18 13:38:05
Widzę trafił się Nadszyszkownik kontrolnik - pewnie miłośnik aktualnej władzy. A nie wpadłeś na to że wtedy już istniały książki (w sumie ten patent już ma 500 lat), a nieudokumentowane rozkazy samemu się szukało ?
Brodaty @2021-08-31 13:10:14
Peter P - minęło już trzy lata od Twojego postu ale do dnia dzisiejszego jest dla mnie zagadkowy. Z treści wynika, że miałeś ze mną jakiś kontakt i przytaczasz (choć nieprecyzyjne) to jednak jakieś fakty. Prawdą jest, że przeniosłem się do Gdańska lecz nie zakończyłem kariery. Jeszcze przez dwa lata działałem w branży informatycznej ale związanej bardziej z reklamą i szkoleniami, a w wyniku tego zaangażowałem się całkowicie w branżę reklamową i poligraficzną (nie drukowałem jednak kalendarzy ani ich nie rozprowadzałem). Zagadkowe jest to, że piszesz w 2018 r., że miałeś ze mną ostatnio kontakt na GG, a ja nie używam tego komunikatora od co najmniej 2012 r. Ale jednak kontakt miałeś bo coś wiesz. mam nadzieję, że się odezwiesz, bo zaiste intrygujący jest Twój post. :)